23 sierpnia 2016

[Letni czas relaksu] ... inwazja literek ...


 ... zostałam zaatakowana przez obce moce ... a może one nie były tak obce, bo w sumie to były potrzeby uszycia czegoś na szybko (a potrzeby własne obce nie są co?), ale żeby było fajne, niezupełnie standardowe :)
 Kilka ogólnych informacji na początek - literki są po jednej stronie kolorowe po drugiej jednolite - zastosowałam pasujące solidy. Użyłam dwóch czcionek, które jak do tej pory najbardziej mi się podobają:

Cooper Black

 Grilled Chees


W kolejności chronologicznej najpierw były literki Tysi, wspólnie z nią dobierałyśmy materiał do każdej literki. Niestety najczęściej musiałam sztukować szmatki bo po narzucie nie zostało ich zbyt wiele.


 i kilka zbliżeń:






 Kolejna do literek niespodzianek była mała Hania, córka mojej absolwentki - pozdrawiam Asię :)




I ostatnie - bardziej męskie, z trumiennego* materiału w moim ulubionym kolorze - tęczowym :)




* słownik patchorkującej - materiał trumienny - materiał cudowny, cenny, rzadko występujący w przyrodzie, który osoba szyjąca najchętniej zabrałaby do trumny ;) 

M.

15 sierpnia 2016

[Letni czas relaksu] ... różany ogród ... cz.2

... chyba pierwszy raz mi się zdarza, żeby jeden wpis był w dwóch częściach dlatego drogi czytelniku najpierw przeczytaj ten fragment przygody z różanym ogrodem :)

Po kanapkowaniu przyszedł czas na pachworkfitness - czyli pikowanie. Dlaczego fitness - ponieważ posiadając małą, domową maszynę i niewiele miejsca, żeby się na dobre rozłożyć z całym bajzlem - nieźle się gimnastykuję. Duży rulon patchworku wciśnięty w ramię maszyny, reszta zwisa, ciągnie i takie tam z drugiej strony ...



Najpierw ćwiczyłam na kartce


Potem mazakami zmywalnymi dla dzieci, mniej więcej rysowałam na materiale i do zabawy:



Czasami dla zmiany pozycji inne, artystyczne fotki pod światło :)


Po skończonym dziele na tym etapie czas na kąpiel, żeby zbyć wspomniane wyżej flamastry.



I kolejny etap czas zacząć, czyli zakończenie pierdyliona nitek - dobre 5 godzin roboty.


Potem już tylko walka z lamówką


i koniec!!!!! Czyli od powstania potrzeby do końca realizacji jakieś 6 lat zleciało :) 









I patchwork w miejscu przeznaczenia czyli w różanym pokoju


i jego właścicielka Klementysia zwana Titi <3 br="">


gratuluję wszystkich dotrwania do końca :) całuję serdecznie w oba policzki (dla chętnych też w czółko)


To jeszcze jedno postanowiłam wystawić patchwork w konkursie:
O którym więcej informacji znajdziecie tutaj.  Trzymajcie kciuki może uda mi się coś wygrać :)

M.

[Letni czas relaksu] ... różany ogród ... cz.1

... to ogród który hodowałam w mojej (i nie tylko mojej hihi ) głowie od wielu lat, ponieważ zgromadzenie odpowiedniej ilości materiałów w różyczki zajęło mi trochę czasu. Większość szmatek kupiłam z 5 lat temu w Niemczech. Także różanecznik z zachodnimi nalotami stanowczo. 
W trakcie wieloletniego myślenia o patchworku (boszeee jak to brzmi) pomysłów i inspiracji było sporo. Prace wykonawcze nad projektem zaczęłam ostatecznie koło lutego tego roku. I było bardzo różnie. Najpierw postanowiłam zarąbać się i rozrysowałam super układ na 5cm wielkość jednego elementu - czyli w moim wypadku kwadraciku.

  

Ale w między czasie opanowałam się, przede wszystkim ze względu na to że im mniejsze kawałki tym więcej tak naprawdę zużywa się materiału. A ja poszczególnych rodzajów wzorów miałam po 30 - 50 cm jedynie.
Potem więc zaczęłam kombinować z większymi elementami:



Stanęło na tym ostatnim, najbardziej wpasowywał się w moją pierwotną wizję i była szansa, że starczy na wszystko szmatek.

Dla mnie zaprojektowanie i wyliczenie wszystkiego - czyli czysta matematyka, to jedn z trzech przełomowych momentów w moim procesie szycia, pod względem trudności jest po środku. Najbardziej nie lubię i sprawia mi trudność nadal wszycie, w całości maszynowo, lamówki (choć rogi wychodzą perfekcyjnie), na drugim miejscu jest projektowanie i rozliczanie, na trzecim pikowanie. Wszystko inne to małe miki pikusiem zwane. 



Wszystko ponumerowane ułożone tak, żeby z projektem się zgadzało:



Potem to już tylko odpowiednie zszycie wg. kolejności i niepomieszanie wyprasowanych już pasków.



I nie było żadnej skuchy tym razem juhuu.
Szycie, zszywanie, szycie zszywanie a potem kanapka. 


Kanapkowanie, czyli coś czego do tej pory nienawidziłam. Ale od czego główka pracuje, postanowiłam niecnie wykorzystać stół, przy którym odbywają się comiesięczne spotkania robótkowe. Stół jak i całe pomieszczenie udostępnia nam Gosia nasza kochana. Dzięki temu że mogłam tam kanapkować, nie bolały mnie plecy i kolana co jak wiadomo w gronie patchworkujących jest niefajne.




Dla wszystkich, którzy pierwszy raz tu są i czytają o kanapkowaniu, czyli spinaniu agrafkami trzech warstw patchworku, przed pikowaniem, poniżej akcesoria niezbędne:


Na tym zakończę część pierwszą bo jakoś długo się zrobiło i zaproszę tu na część drugą.

M.