28 września 2009

… kocia brygada RR …

Już kilka razy wspominałam, że wyszywam koty razem z 12 innymi maniaczkami krzyżykowymi, czyli biorę udział w RR. Skończyłam czerwcowego (olaboga z dwumiesięcznym opóźnieniem) i powiem już z punktu widzenia kilku miesięcy brania udział w tym i mysim RR – nie jestem stworzona do robienia na zawołanie, na termin pod presją. Mój styl życia – zwłaszcza zawodowy często uniemożliwia mi oddawanie się hobby i tu przy RRrach bardzo dobrze to widać. Na szczęście wszystkie dziewczyny są bardzo wyrozumiałe, zwłaszcza Melcia – organizatorka tychże RR. Poza tym nie miałam świadomości, iż są to bardzo skomplikowane wzory z dużą ilością back stitchy – to jeszcze bardziej wydłuża pracę. No ale tyle usprawiedliwiania się - skończyłam czerwcowego kota. Jutro zabiorę z punktu przerzutowego myszy RR i będę sprężać się dalej w między czasie wykradając czas na needlepointa.



A tak wygląda jesienne niebo za moim oknem.

M.

22 września 2009

… cudo …

Kilka tygodni temu zamówiłam u Joli wisiorek – kręcony ręcznie precyzyjnie z kamieniami o nietypowym bo fioletowo zielonym połączeniu, do tego wymyśliłam sobie niesymetryczny akcent na łańcuszki. I mam i jestem bardzo zadowolona z efektu i już się nie mogę doczekać kiedy będzie pasował mi do okazji żeby go założyć (czwartek).
Natchniona wafelkami Aty chciałam Wam opowiedzieć o boskich cudownych i moich wafelkach z mięsem! Tak tak nie przewidziało Wam się ja robię wafle z mięsem.
Przepis wafelki:
- dwa opakowania kwadratowych wafli
- 60-70dkg mielonego mięsa drobiowego
- jajko
- przyprawy wg. gustu
Smarujemy dosyć cienką warstwą mięsa wymieszanego z jajkiem. Ja robię dwie warstwy mięsa i trzy warstwy wafli. Jeśli by się tak stało, że miedzy robieniem a pieczeniem zmiękną posmarowane mięsem – nie panikujcie – w piekarniku wszystko wyschnie. No i właśnie kroimy na odpowiadające nam kawałki rozkładamy na półkach piekarnika na foli aluminiowej. Pieczemy na 200°C, z mojego doświadczenia wynika że najlepiej wychodzą pieczone w najprostszym piekarniku – czyli bez termo obiegu. Czas pieczenia mmmm na oko znaczy jedna strona się lekko zarumieni, odwracamy na drugą zarumieni się i gotowe – bo mięso mielone szybko się ścina : ).
Do wafelków podaje dipy:
I
- twarożek śmietankowy (taki do smarowania kanapek, mój ulubiony ten w płaskim pudełeczku z Piątnicy)
- jogurt naturalny
- można dodadć odrobinę śmietany
- czosnek
- sól i pieprz
Jeśli chodzi o ilości wszystko wg potrzeb i uznania. Dip powinien być kremowy w konsystencji i ani za rzadki ani za gęsty
II
- jak wyżej
- awokado zmielone lub zmiksowane

M.

17 września 2009

… kocio …

Dzisiaj zrypany dzień w pracy miałam (czwartki mam najgorsze), ale za to po pierwsze zobaczyłam mojego maluśkiego (3-dniowego) siostrzeńca – przystojniaczek, a po drugie czekała mnie w domu milusia paczka. A w niej były koty. Było tak, że jak tylko Ata pokazała swoje koty to zapałałam do nich miłością, po prostu zaczęłam słyszeć głosy a dokładnie miałczenie że one też by mnie pokochały – zwłaszcza taki czerwony elegancik :). No i nabyłam drogą kupna dwa – coby w paczce nie było jednemu smutno – do czerwonego doszedł zielony – kupiony z myślą o koleżance , która jest kociarą i zbiera koty wszelkiej maści. Czekała mnie też niespodzianka – dostałam w prezencie serducho (z obu stron różne). Jak ja lubię dostawać przesyłki :).
Mój pineapple ma się nieźle aczkolwiek nie za wiele postępów w nim jest bo i czasu kurde jak na lekarstwo (przypominam że powinnam jeszcze hodować kota RR – na niego czasu mam jeszcze mniej). Dzisiaj znowu mam obolałe palce – bo jak wspominałam wcześniej wyszywanie metalizowaną tasiemką łatwe nie jest, a na pewno jest bolesne. I odkryłam (mimo iż powinnam sobie z tego zdawać sprawę już przy zamówieniu), iż szpulka tej tasiemki liczy sobie jedynie 3 m a więc nie starczy mi na wszystkie wyznaczone w schemacie romby – więc takiego koloru będą tylko środkowe a pozostałe – jeszcze nie wiem jakie będą, wiem tylko że nie tasiemkowe – bo nie posiadam to raz, a dwa nietajnie się wyszywa – więc po co się męczyć o!


M.

15 września 2009

… tak i zrobiłam …



Wspominałam w poprzednim wpisie o moim niecnym planie na ramkę, no i obmierzyłam i zakupiłam. Akurat nie było samych ramek do naciągania płótna więc kupiłam podobrazie odmontowałam płótno (które zostanie wykorzystane do jakichś dekoracji w kółku teatralnym) i mogłam zabrać się do dzieła – czyli przymocować chyba jeszcze peerelowskimi pinezkami kanwę do ramek. Uwaga dla przyszłych zakupowiczek, planując wielkość ramki pod dany obrazek należy wziąć bezwzględnie pod uwagę szerokość listewek tych ramek a w związku z tym wielkość pola roboczego i odpowiednio zaplanować wielkość ramki ja właśnie omcknęłam się o szerokość deseczki wiec o jakieś dwa cm z każdej strony – na szczęście zrobiłam zapas wycinając kanwę więc biedy nie ma – w razie czego po prostu przepnę materiał, ale na przyszłość będę wiedziała! Aha takie podobrazie kosztowało mnie 8 zł (sama ramka pewnie o połowę tańsza by była.
No i powiem wam, ze na ramce robi się o wiele wygodniej niż na tamborku bo jest jak chwycić no i ściegi łatwiej wykonywać kiedy wszystko jest odpowiednio napięte.
Przy okazji przetestowałam nitkę metaliczną tasiemkową – rzekłabym. Wprawdzie nie jest to oryginalny kolor polecany we wzorze – ponieważ nie znalazłam takiej firmy w sklepach w których zakupy poczyniłam więc zakupiłam krenik 1/8 ribbon. Strasznie ciężko się tym wyszywa, ponieważ „wstążka” jest dosyć sztywna i ciężko z igłą przechodzi przez dziurki. Musiałam używać balonika – sposobu Krysi – żeby się palce nie ślizgały (czasami też i balonik nie pomagał). Poniżej zdjęcia w dwojakim oświetleniu żeby wydobyć wygląd tej wstążeczkowej nitki. A może któraś ma orientacje czy nitka 1/16 ribbon będzie szersza od tej którą mam czy węższa??
No i powiem coś jeszcze wcale aż tak się szybko nie wyszywa tego wzoru – nie wiem czy ja upośledzona jestem czy może zmęczona (po 11 godzinach pracy) ….



M.

13 września 2009

… nadejszła wiekopomna chwila …

Bredzę chyba, to wszystko z powodu mało przespanej nocy – bo „hej wesele hej wesele tańcowało, grało i śpiewało …”. Ale za to była dobra wymówka, żeby nie zajmować się pracą umysłową (która leży i kwiczy), bo mózg niewyspany i przemęczony nie myśli. Zajęłam się więc pierwszymi krokami w needlepoincie. Uhhh początki zawsze są trudne, bo trzeba wymierzyć materiał, przeczytać w między czasie w języku obcym instrukcje i wyliczyć gdzie tu jest środek tego całego zamieszania. Wycięłam i uprasowałam monokanwe (najsampierw sprawdzając na próbce czy oby na pewno prasowanie tego to dobry pomysł – dobry) i zaczęłam tadam!! Tak jak napisała e.gunia, nie jest to trudny wzór – ścieg najprostszy z możliwych – ale właśnie na początek w sam raz. I teraz jakie są moje refleksje – otóż wyszywa się ciężko bez ramki do której można by było przytwierdzić haft, ponieważ naciągnięcie siakie takie na plastikowym kwadratowym tamborku niestety niewygodnie, bo szybko traci naprężenie – a tu przy tym hafcie napięcie materiału jest ważne i ułatwia wyszywanie. Poza tym nitki watercolour są bardzo piękne, ale miękki i szybko się kosmacą (widać to na zdjęciach) i robią się kłaczki które trzeba usuwać. Wydaje mi się też że perłówka jest trochę za cienka (5) w stosunku do watercolour no ale tak zadecydowali specjaliści ja się podporządkowuje (niech już będzie).
Poza tym mam pytanie do fachowców odnośnie zaczynania i kończenia nitki. Dziewczyny jak wy to robicie kochane – bo ja oczywiście kombinuje jak koń pod górę w ciasnym berecie, a może są na to po prostu jakieś sposoby. W związku z tym że haft nie jest ściśle przyległy do tkaniny to robię supełek który jeszcze dodatkowo chowam pod ścieg po lewej stronie. A jeśli chodzi o zakończenie to pod kilkoma ściegami przeciągam ale czy to wystarczy to się w praniu, znaczy w trakcie, okaże bo prać nie zmierzam ;).

M.

11 września 2009

… jak ja lubię piątki …

Tak piątek to fajny dzień – weekend można zacząć, a wiadomo w weekend jak się człowiek dobrze zakręci to nawet odpocząć może. A poza tym to dzisiaj dostałam dwie przesyłki z czego jestem przeszczęśliwa. Zamówiłam u jednej z blogowiczek notes – taki mały do torebki – 10x8 cm. Zamarzył mi się w dzikim zestawieniu kolorystycznym czerwono - fioletowo – zielonym i byłam ciekawa jak to wyjdzie. Wyszło trochę inaczej niż miałam wizję (ponieważ w niej kolory a dokładnie odcienie były zdecydowanie ciemniejsze) ale te też są fajne i takie bardziej radosne niżby były ciemniejsze. A notes ma przeznaczenie optymistyczne to więc wszystko dobrze się składa :).
Kolejna przesyłka to zakupy w sewandso – przyszła migaczem więc się zdziwiłam, że tak szybko będę mogła się nią napawać. Zakupy zostały poczynione w pierwszej gorączce zarazy needlepointowej, a nitki kupione przede wszystkim do Pineapple Quilt Laury P., ale też przy okazji (wiecie jak to jest z tymi okazjami każda jest dobra żeby nitek dokupić) kupiłam kilka innych cieniowanych nitek Watercolours – bo już wiecie że uwielbiam cieniowane. W związku z tym że nie było oryginalnych wskazanych we wzorze nitek metalicznych kupiłam trzy różne zarówno kolorem jak i strukturą żeby sobie wypróbować: Madeira glissengloss, Kreinik metallics blending fi lament, Kreinik iron – on Ribbon 1/8. Oprócz nitek kupiłam monocanve białą. Kilka dni temu zacny kawałek takiej kanwy dostałam jako próbkę od Ani , więc już wiedziałam co mnie czeka jak przyjdzie przesyłka tralala. Dziękuję Aniu.
Oprócz tego, że przesyłka to jeszcze zrobiona przekazana i urozmaicona przez Arkadije . Ania do zamówienia dołożyła pyszne (ale soft!! Więc w dupę nie tak idą) żelki i wypisała mi zlecenie na wyszywanie!! Pani doktor Aniu będę się starała z całych sił przestrzegać zaleceń (choć w przyszłym tygodniu będzie to ekwilibrystyka – tyle mam pracy). Dziękuję.


Na koniec jeszcze zbliżenie perłówki i watercolours, zdziwiło mnie że te ostatnie są takie grube.

Okazało się w między czasie (małe śledztwo przeprowadziłam) że składają się z trzech cieńszych i na canvie 18stce trzeba wyszywać jedną : ) – więc na więcej starczy hura!!

M.

5 września 2009

... mania ...

W związku z tą zarazą o której ostatnio wspominałam, postanowiłam zrobić przegląd cieniowanych nitek, które nie mam pojęcia dlaczego mam w posiadaniu.A dokładnie cały czas nie mogę wyjść z podziwu, że w ramach uwielbienia multikolorowych nitek kupowałam je od lat w różnych celach (żaden się nie zrealizował do tej pory) – otóż najpierw perłówkę chciałam wykorzystywać do frywolitki, potem do hardangera – a w konsekwencji widocznie miało tak być i doczeka się needlepointa. Jak zabrałam się do roboty, to od razu zrobiłam porządek z metalizowanymi (stanowczo bardziej wolę metalizowane DMC czy Madeiry niż Anchora – te są wstrętne), z muliną cieniowaną i multikolorową oraz zwykłą muliną (nawijanie na plastikowe tekturki, bo się zaległości trochę zrobiło). Zleciał mi prawie cały dzień przy tym – ale relaks był nieziemski. A w dodatku tak sobie pomyślałam, skąd mogła się wziąć u mnie zaraza – otóż myślę, że wiąże się z moim uwielbieniem do cieniowanych i multikolorowych nitek (do frywolitkowania mam takich też całe pudło – czy to już choroba psychiczna to zbieractwo?), które to są lub mogą być z powodzeniem wykorzystane do needlepointa (powinnam też dodać iż w drodze zakupowej przybędzie mi takich nitek jeszcze trochę – no cóż jak nie będę miała na chleb wtedy będę je sprzedawać hi hi).

Dziewczyny, czy wy też macie takiego świra zbierackiego??
M.

3 września 2009

… daleko nie trzeba szukać …




Nie trzeba jeździć tysiące kilometrów, żeby zobaczyć cudne niebo o zachodzie słońca. Ja mam ten komfort że moje okno wychodzi dokładnie na moment zachodu słońca i wiosną i jesienią obserwuję cudowne zjawiska na niebie. A wczoraj to już nawet nie wychodziłam na balkon tylko z pozycji mojej kanapy na której robótkuję i komputeruję uwieczniłam to co pokazywało się moim oczom.

Zaniedbałam znowu kota, bo rozpoczęcie nowego roku wiąże się zawsze z taką masą papierów (nikomu nie potrzebnych oprócz dyrekcji i kontrolerów), że czasu nie było. A poza tym przyznam się do czegoś – zachorowałam. Dopadła mnie zaraza nazywana w niektórych kręgach „needlepoint”. I jak zwykle przy nowej zarazie u mnie bywa najpierw zaczynam od gromadzenia różnych różności tak aby początki były świadome i od razu w miarę udane, przygotowania wiążą się w związku z tym z wydaniem masy pieniędzy na przydasie oraz poświęcenia resztek wolnego czasu na szukanie w sieci czego się da na temat. Z tym ostatnim powiem szczerze nie jest tak łatwo – no ale … jestem usatysfakcjonowana. Jak tylko skończę czerwcowego kota RR zacznę eksperymenty z nową zarazą, a tymczasem przebieram nóżkami czekając na zamówienia.

M.