13 marca 2013

... musiałam ...

Kiedy dziewczyny na grupie koralikowej zaczęły dyskutować o krośnie koralikowym, gdzieś z tyłu głowy odgrzebywać się zaczęła chęć posiadania tego ustrojstwa. Wraz z rozwojem dyskusji w sieci ja coraz bardziej chciałam to mieć, a kiedy jedna z internetowych koleżanek pokazała dzieło rąk swojego mężczyzny, który skonstruował bardzo małym kosztem domowe krosno - już byłam pewna że mój mąż nie gorszy też mi zrobi (on jeszcze o tym nie wiedział ;). Od wydania dyspozycji zakupu do rozpoczęcia prac fizycznych nad krosnem kilka dni minęło - bo wiecie jak jest mocy urzędowej musiało nabrać ... Pierwsze próby konstrukcyjne skończyły się fiaskiem bo zaczęło drewno pękać, ale szybko zmieniliśmy technologię wytwórczą i już poszło. I powstało bardziej lub mniej fachowe koralikowe krosno.



Wygrzebałam gdzieś w przestworzach Pinterestu wzór który mogłabym spróbować trzasnąć, naciągnęłam nitki - używałam nici do szycia skór. Pierwszy naciąg nie był zbyt dobry więc trzeba było odciąć i naciągnąć raz jeszcze.


Nadszedł czas próby, a konkretnie po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że robótkowanie uczy pokory, bo jak inaczej nazwać 45 minut walczenia z pierwszym rzędem i niepowodzenie, którym się ta próba skończyła. Następnego dnia z nowymi siłami i nowymi instrukcjami podjęłam wyzwanie raz kolejny. 


Tym razem się udało - juhuuu i zaczęło się żonglowanie koralikami i krosnem - bo musicie wiedzieć, że ja robótkuje na kanapie więc niestety nie jest to najwygodniejsze miejsce do tkania. Pewnie dlatego jeszcze jedną, dwie pracę zrobię i puszczę krosno w ludzi, żeby też spróbowali.



Pod koniec tkania już wiedziałam, że będzie to moja zakładka, bo jeszcze nie te kolory co bym do końca chciała (trzeba nabyć kolejne koraliki) i jeszcze nie ta jakość, a nade wszystko jak się okazało już po zdjęciu z krosna, nie za bardzo mi wychodziło zakańczanie więc szybki pomysł związania frędzelków na zakładkę jest w sam raz.


Niestety nie jest idealnie po zdjęciu z krosna okazało się gdzie niewłaściwie przeciągnęłam nitkę czyli gdzie nitka nie zablokowała koralików i one jakby uciekają, na szczęście nie uciekają na amen i można je wstawić do szeregu. Ale jak na zakładkę będzie nadawało się świetnie myślę :)

Cały czas zaklinam w.... kolorami (tak żeby Krzysia już na mnie nie krzyczała to nie śmiem jej nazwy wymieniać).

M.

10 marca 2013

... zaklinając wiosnę ...

JA JUŻ CHCĘ WIOSNY ... a nie jakieś pitu pitu jeden dzień ciepluśki a potem znowu przymrozek, śnieg i zawierucha ... i już witał się z gąską i już planował jakby tu kurtkę na lżejszą zmienić ...

 Moja miłość do tej nitki zaczęła kiełkować jakiś rok temu na jednym ze spotkań robótkowych kiedy Magda pokazała swój prezent - piękną cieniowaną, mega kolorową jedwabną nitkę. Westchnęłam sobie, bo dowiedziałam się, że u nas jest niedostępna i cóż zapomniałam. Kilka dni temu oczywiście na fejsie rzuciła mi się znowu w oczy ta włóczka w jednym z obserwowanych sklepów. Długo nie myśląc, skołowałam sobie lekki rabacik i zamówiłam dwa motki (żeby nie zabrakło) i z niecierpliwością przebierałam nogami czekając na listonosza. Jak tylko nici przyszły nie mogłam się opanować, macałam przekładałam i zastanawiałam się jak ja doczekam do końca miesiąca na spotkanie robótkowe na którym będzie zwijarka. Kobieta pomysłową jest jak wiadomo, więc założyłam nici niezwinięte na oparcie krzesła obrotowego i zaczęłam nawijać na kartonik. A, że nitki dużo bo około 721 metrów to zwijałam i zwijałam, aż mąż się zlitował i mi pomógł hihi. I mogłam zaczynać próbowanie jakiej wielkości druty wybrać. Okazało się, że 3,75 są za grube, zdecydowałam się na 3,5. A ku pamięci sama nitka to Moharaja Silk. Na Parisa nabrałam 124 oczka :) Tyle już mam, choć cały dzisiejszy dzień musiałam spruć bo jakims magicznym cudem zgubiłam dwa oczka a łapanie ich i inne tego typu manewry nie wychodzą mi jeszcze najlepiej a i nitka nie ułatwiała śliską będąc.


Także pasiak czerwono - niebieski wrzuciłam do pudła i będzie czekał na jesień - wtedy pewnie go pokażę a teraz zaklinam kolory bo chcę już ciepła!!!!!
Zostając w konwencji iście wiosennej pochwalę się jeszcze moją nową bransoletką, która jeszcze nie ma zapięć, ale niebawem się to zmieni. 




Przy wzorze i pleceniu pomagała mi nieoceniona w tej kwestii Jolinka, u której też kupuję koraliki - to jest boskie kiedy można pomacać, pomiziać i wybrać te z których właśnie zapragnęło się zrobić coś koralikowego. Wy także możecie kupić cudeńka na jolinka.pl.

M.