14 października 2014

... owadzi nastrój ...

... tak dzisiaj oprócz pierwszego, porządnego, jesiennego deszczu przyszedł czas na zakończenie dwóch koralikowych ufoków. Ale zanim o nich to muszę to napisać - zakańczanie, wykańczanie prac koralikowych jest dla mnie swoistą katorgą. I nie wiem o co chodzi, bo praktycznie 90% rzeczy koralikowych, które tworzę albo nigdy nie zostaną wykończone, albo zostają wykończone bo długim czasie od ich rozpoczęcia. Może czyta mnie psycholog i coś by powiedział w tej kwestii? No tak czy siak trochę mnie to męczy, zresztą tak samo jak nieumiejętność dotrzymania słowa samej sobie (bo innym nie mam problemu żeby słowa dotrzymać), że będę pisała tu regularnie ... normalnie niereformowalna jestem.

Wróćmy do owadów, bo o nich mowa pierwszego mojego motyla już widzieliście, pisałam o nim tutaj, podniecona że udało mi się czegoś takiego dokonać, jak stworzenie skrzydeł motyla. Już w trakcie tworzenia tułowia (a pomogły mi w nim Danusia i Jola), postanowiłam że będzie to motyl samochodowy (i jak już zawiśnie zrobię fotkę), ponieważ najśliczniej wygląda pod światło i będę się nim zachwycać jak dynda przy lusterku - stąd widoczna na niektórych zdjęciach pętelka z koralików na której zaczepię gumkę taką do majtek hihi.



Drugi owad to motyl mniej kolorowy. Jakby jakiś biolog się znalazł to pewnie mógłby w nim rozpoznać ćmę. Tak więc motyloćma powstała na życzenie przyjaciółki i od samego początku miała być broszką. Samo robienie skrzydełek to wielka przyjemność, zwłaszcza jak się już opanuje brick stitcha, natomiast ogarnięcie samodzielnie tułowia to już takie łatwe nie było. Ale wydobywając z głęboko zakopanych pokładów cierpliwości i pokory oraz próbując pierdylion różnych tutoriali w końcu udało się rozpocząć, poszerzyć i zwęzić posługując się techniką cubic row.


I oczywiście nie obeszło się o skusze na sam koniec, nie zauważyłam że o czułki zahaczyła mi się w pewnym momencie nitka, oczywiście po prawej stronie - bo jakby inaczej, musiałam ją przeciąć, pogimnastykować się nad przerzuceniem jej na lewą stronę no i przykleiłam do koralików, żeby nie poszły inne rzeczy, które tą samą nitką były mocowane. A przy okazji oprócz przyszycia przykleiłam też agrafkę broszkową. 


Atak pięknie prezentują się na standardowej probówce - ku ogarnięciu ich wielkości.





****
Na koniec ogłoszenie parafialne - muszę wysprzedać swoją papierową biblioteczkę, trochę książek już poszło, ale całkiem sporo jeszcze zostało. Ceny są atrakcyjne po 10zł i 5 zł, jedna ostała się za 20 zł. Zachęcam do zajrzenia na stronę stworzoną specjalnie ku temu i aktualizowaną na bieżąco. 


wyprzedaż moich książek

M.

5 października 2014

... chain maille ...

nie, nie nie zaczęłam uczyć się obcych, egzotycznych narzeczy ...
od bardzo bardzo dawna chciałam spróbować techniki kółkowej, jednak zawsze wydawało mi się to tak skomplikowane, że i tak nie ogarnę. A poza tym oczywiście w Polsce nie da się uświadczyć najważniejszych elementów - czyli kółek. Ale jakoś pod koniec poprzedniego roku znajomy Krzyś, który też zapałał miłością do techniki namierzył dostawców, zajął się zakupami. I tak zaczęliśmy powoli bawić się techniką, ja wolniej On szybciej i z większym ogarnięciem tematu. I dzięki temu  mam Miszcza pod ręką :) Krzysiek prowadzi super blog, na którym tłumaczy i będzie opisywał meandry techniczne (których nie ogarniam) i inne takie. 
Ja zaczynałam od pojedynczych elementów, których nie ma sensu pokazywać, bo ja w przeciwieństwie do metodyczne Krzyśka po prostu robię na czuja :) Poniżej kilka bransoletek sprzed dobrych kilku miesięcy:

pierwsza - męska (choć wzór unisex)


kolejna to kwiecista


tą kocham bardzo z użyciem o-beatsów (takie koraliki) dlatego w różnych oświetleniach przedstawiona gwiazda ;)





 i klasyka, z męskim przeznaczeniem



I tu niespodzianka, powyższą klasykę możecie migaczem i Wy zrobić, ponieważ u Jolinki są gotowe zestawy z bardzo czytelnym tutorialem :) TUTAJ

M.