28 listopada 2013

... koloroterapia przy maszynie ...

mój szyciowy pierdolniczek
 W końcu zasiadłam do maszyny co sprawiło mi masę radości bo tęsknota maszynowa mnie zżerała :) Co mnie więc tak długo odciągało? Mhhh pierdylion innych fajnych rzeczy do zrobienia - na przykład koraliki. A poza tym wiedziałam, że muszę zdecydować się w końcu na wzór narzuty dla mojej siostry. Wybieranie wzoru jest dla mnie najgorszy (zaraz po nim jest pikowanie). Ja po tygodniach przeglądania pinteresta i innych takich kopalni inspiracji zdecydowałam się na coś w ten deseń:
plany głównego motywu
Ostatni motyw zapożyczony z jednego quiltu znalezionego na pintereście zwyciężył, niestety w zestawie przeznaczonym na tę właśnie narzutę nie ma jednolitych jasnych kolorów ale tak postarałam się je pogrupować żeby jako taki efekt był (niebawem okaże się w praniu, a dokładnie układaniu, czy moja wyobraźnia zadziałała). Ok mamy mniej więcej motyw przewodni, nadszedł więc czas na matematykę. Wyliczenia zajęły mi cały wieczór, potem zaplanowanie co ile czego trzeba wyciąć. Mimo, iż posiadam masę różnych gadżetów szyciowych to bardzo lubię używać tekturowych szablonów, wcześniej przez siebie wyciętych. Potem trochę nożyczkami trochę nożykiem tnę :) 


Mazak, którego używam to obustronny pisak z kompletu mazaków dla dzieci - spieralny. Od dawna ich używam i do szycia i do wyszywanego i się sprawdzają. Cięłam chyba z trzy dni bo trochę tego trzeba było naprodukować, choć teraz jak już jestem pod koniec zszywania mam wrażenie że gdzieś się walnęłam z wyliczeniami - no ale kawałki się nie zmarnują przecież :)
No i cóż nadszedł czas na zszywanie, ale aby to szło sprawnie i miło i wygodnie to wcześniej nabyłam drogą kupna wymarzone małe żelazko. 


Dzięki temu już nie muszę zagracać niewielkiego pokoju dużą deską do prasowania i parzyć palce wielkim żelazkiem żeby zaprasowywać szwy. Wszystko wygodnie mogę zainstalować przy maszynie.



Poszukując żelazka odkryłam bardzo fajny internetowy sklep, który bardzo pozytywnie zaskoczył mnie asortymentem i cenami, miłą obsługą (bo zamiast ulicy w formularzu wpisałam nazwisko i od razu do mnie zadzwoniono z pytaniem o adres) i dostałam w gratisie matę do krojenia taką A3 także polecam serdecznie tutaj (nie, nie, nie jest to wpis sponsorowany).
Na chwilę obecną jestem na etapie końcówki szycia pierwszej części bloków, jutro być może powiedzie się układanie z nich puzzli, tak żeby efekt środka narzuty zadowolił mnie i jako tako pasował do mojej wizji. Będę relacjonowała na bieżąco.

A na koniec taka oto sytuacja dzisiaj za oknem była.


M.

1 listopada 2013

... Ogród Kamili ...

... mąż przyniósł pocztę, nawet się zdziwiłam, że taka duża koperta wśród niej była - przecież nic ostatnio nie zamawiałam, bo przecież mam embargo na zakupy. Otwierając, zerknęłam na pieczątkę nadawcy i pomyślałam: "pewnie przysłali coś do szkoły"... otwieram, a tam ... aaaaaaaaa "Ogród Kamili", najnowsza książka Katarzyny Michalak, której premiera będzie na początku listopada! Nie ma co, wydawnictwo Znak potrafi robić niespodzianki (pewnie z autorką partycypującą w tejże niespodziance)! Nie od dzisiaj wiadomo, że jest to autorka, której książki uwielbiam czytać i mam do Niej samej wielki sentyment. Choć nie spotkałam jeszcze Kasi osobiście, mam wrażenie że się znamy.


Zacznę od okładki - jest cudowna! Przydymiona, owiana romantyczną mgiełką i ten kwiatowy wianek na głowie modelki, może Kamili? Jak na razie okładka która podoba mi się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych.

"Ogród Kamili" to pierwsza część trylogii kwiatowej, która konstrukcyjnie podobna jest do poprzedniej trylogii z kokardką. Pierwsza część poświęcona jest tytułowej Kamili, młodej zagubionej dziewczynie, która na skutek dostania po dupie od życia, nie za dobrze odnajduje się w otaczającej ją rzeczywistości. Ciężko jest napisać o tej książce nie zdradzając pewnych szczegółów, których ja, jako przyszła czytelniczka nie chciałabym znać. Jak zwykle, napiszę po prostu o moich odczuciach.

Zastanawiając się nad tematyką książki, przyszła mi dosyć drastyczna myśl, że książka jest o samotności. Jest to swojego rodzaju katalog różnych samotności, które można zaznać żyjąc wśród ludzi - samotność osoby zranionej, samotność opiekunki wypuszczającej swoją podopieczną z gniazdka rodzinnego, samotność spowodowana chorobą, samotność wynikająca ze specyfiki związku, samotność osoby zaangażowanej bardziej w pracę, niż w siebie ... i pewnie jeszcze wiele innych można by się doszukać. Oczywiście absolutnie NIE jest to książka mega smutna, depresyjna czy podobnie. Nie, nie! Autorka w swoim (bardzo mi odpowiadającym stylu) daje do myślenia, pozwala dogrzebywać się do drugiego dna, przedstawiając pewną historię, niezupełnie zwykłą, ale spokojnie mogącą się wydarzyć kilku z nas. Używa przy tym przystępnego, ale nie prymitywnego języka. Czasami mam wrażenie, że opowiadając o czymś, robi to dokładnie tak jak ja bym opowiedziała - używając podobnych zwrotów, tekstów, myśli - to jeszcze bardziej przywiązuje do książki. Poza tym w książce mamy też humor, który tak jak w życiu, często pojawia się w najmniej spodziewanym momencie, po to, aby rozładować atmosferę czy podkreślić coś istotnego. A wszystko to przetykane jest bardzo ładnymi opisami róż, opisami które powodują natychmiastową chęć udania się do kwiaciarni po bukiet róż, bo o ogrodzie różanym można tylko pomarzyć...

Największym minusem książki jest to, że nie została wydana od razu z dwoma pozostałymi częściami. Autorka, wredota jedna :) nie odpowiedziała  praktycznie na żadne pytania, które mi się kotłowały w głowie w trakcie lektury, a ja już teraz chciałabym znać te odpowiedzi. Więc czekam z niecierpliwością na następne części ...