3 września 2009

… daleko nie trzeba szukać …




Nie trzeba jeździć tysiące kilometrów, żeby zobaczyć cudne niebo o zachodzie słońca. Ja mam ten komfort że moje okno wychodzi dokładnie na moment zachodu słońca i wiosną i jesienią obserwuję cudowne zjawiska na niebie. A wczoraj to już nawet nie wychodziłam na balkon tylko z pozycji mojej kanapy na której robótkuję i komputeruję uwieczniłam to co pokazywało się moim oczom.

Zaniedbałam znowu kota, bo rozpoczęcie nowego roku wiąże się zawsze z taką masą papierów (nikomu nie potrzebnych oprócz dyrekcji i kontrolerów), że czasu nie było. A poza tym przyznam się do czegoś – zachorowałam. Dopadła mnie zaraza nazywana w niektórych kręgach „needlepoint”. I jak zwykle przy nowej zarazie u mnie bywa najpierw zaczynam od gromadzenia różnych różności tak aby początki były świadome i od razu w miarę udane, przygotowania wiążą się w związku z tym z wydaniem masy pieniędzy na przydasie oraz poświęcenia resztek wolnego czasu na szukanie w sieci czego się da na temat. Z tym ostatnim powiem szczerze nie jest tak łatwo – no ale … jestem usatysfakcjonowana. Jak tylko skończę czerwcowego kota RR zacznę eksperymenty z nową zarazą, a tymczasem przebieram nóżkami czekając na zamówienia.

M.

4 komentarze:

  1. życzę abyś bardzo mocno zachorowała na „needlepoint”a widoki z okna masz naprawdę rewelacyjne :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się opieram tej zarazie. Póki co dość skutecznie ;-)
    A widoki za oknem masz fantastyczne!

    OdpowiedzUsuń
  3. ale wiecie jakie jaja - od dwóch nocy śni mi się że wyszywam needlepointem - to nie jest chyba normalne - powinnam się leczyć .... a może by tak spróbować zamiast kończyć kota - Melcia co ty na to hiih (Mela jest szefową RR i muszę ją pytać o takie rzeczy wiecie :))

    OdpowiedzUsuń
  4. nie tam nie lecz się to bardzo dobry objaw ;-D takie sny .

    OdpowiedzUsuń