16 sierpnia 2009

… w kolorze zachodu …



Zawsze sobie wyobrażałam, że taki urlop nie może się obejść bez zachodów słońca. Wprawdzie w tych wizjach słońce chowało się za horyzont morza tudzież innej dużej wody, a z mojego okna było widać górę, która stawała się horyzontem – niemniej jednak ferie barw rekompensowały brak wyobrażenia w rzeczywistości.Oglądając zachody na żywo, wydawało mi się że wszystkie są takie same – a tu niespodzianka - przeglądając zdjęcia jednak można zaobserwować pewne różnice : ), które próbowałam pokazać segregując je.
Robótkowo chwilowy zastój związany z powrotami i przystosowywaniem się do rzeczywistości, jutro koniec tego dobrego – obrus trzeba skończyć, no i kolejnego kota przekazać Meli (o kotach w którymś następnym wpisie).




M.

2 komentarze:

  1. Ale śliczne zdjęcia, jak pocztówki! Cudownie tam miałaś, widoki nieziemskie..

    OdpowiedzUsuń
  2. Madzia! Czy Ty w raju byłaś???

    OdpowiedzUsuń