I zgodnie z tą zasadą na urlop pojechałam zaopatrzona, na każdą sytuację kiedy można by było w spokoju poczytać czy też powyszywać.
Do wyszywania zabrałam kolejnego kota, który jest elementem kalendarza tworzonego w ramach zabawy organizowanej przez Melcie – czyli RR koty.
Wzór kalendarza firmy Heritage jest dosyć skomplikowany – mimo iż na pierwszy rzut oka wcale tak nie wyglądał, i myślę że w związku z powyższym mamy z dziewczynami lekki poślizg czasowy, ale prace wychodzą ślicznie. Pakując się na urlop koty zapakowałam do bagażu podręcznego (wszystkie inne zabójcze narzędzia w postaci igieł i obcinaczki poleciały w walizce – no wiecie bo co by było gdybym chciała utłuc hiszpańskiego pilota, bo na przykład … obiad był zimny), ponieważ oczywiście obleciał mnie strach, że bagaż zaginie i co wtedy z kotami – przecież nie są moje – więc są najważniejsze -lecą ze mną pod pachą (informuję że bagaż wbrew mojej wyobraźni nie zaginął). Na Majorce udało mi się wyhodować jedynie kwiatki, bo jednak więcej czasu spędzaliśmy napawając się widokami i smażąc skórę, ale zawsze to dumna właścicielka (Iza) tychże kotów może się chwalić że czerwcowe kwiaty hodowane w Hiszpanii :).
Jeśli chodzi o lektury zabrałam ze sobą dwie, jednak jedynie jedną skończyłam ,więc kilka słów o niej. Była to najnowsza książka Moniki Szwai „ Gosposia prawie do wszystkiego”.
Do tej pory wszystkie książki tej autorki bardzo mi się podobały - są lekkie, bardzo przyjemne, mają w sobie zawsze jakąś nutkę do pomyślenia i niesamowicie dobrze się przy nich relaksuję. Dlatego też Szwaja pojechała jako pewnik ze mną na urlop. I oczywiście absolutnie mnie nie zawiodła, czytałam ją wszędzie, poczynając od samolotu przez samochód kiedy podróżowaliśmy gdzieś dalej coś pooglądać, plażę jak widać na załączonym obrazku (niesamowite wrażenie kiedy siedzi się w ciepłej morskiej wodzie, która od czasu do czasu chłodzi falami i czyta się fajną książkę ahhh) skończywszy na tarasie przy zachodzie słońca.Polecam serdecznie! – zarówno książkę jak i jak i morską czytelnie.
Cała masa cukierkowych przydasiów tutaj - My paper art
I jeszcze jedno candy książkowe tym razem w Zaciszu wyśnionym ...
M.
Cudo :D
OdpowiedzUsuńJa też na wyjeździe zatapiałam się w kotach i w książkach ^^
Ale wolę raczej coś z fantastyki i grozy :P
Połknęłam na wyjeździe 3 książki Antohy'ego Piers'a i jedną S. Kinga ^^
A, że nie miałaś kiedy szyć kotów to bardzo dobrze! Znaczy, że dobrze spędzałaś czas :)
Móc wyszywać w takiej scenerii to po prostu rozpusta :)
OdpowiedzUsuńJa też zawsze na urlop zabieram robótkę albo i dwie - i najczęściej wracają w prawie nie zmienionej postaci :)))
Szwaoję uwielbiam, właśnie za ta lekkość i pogodę pisania. Gospodynię też przeczytałam, co prawda nie w takich wspaniałych warunkach ale co tam :)
Gospodynię też mam już za sobą :-)
OdpowiedzUsuńSzwaja jest idealna na każdą porę roku!
Ależ miałaś cudne wakacje - gratuluję :D A koty to dość dorodnie wyrosły na w ciepłym hiszpańskim klimacie :D
OdpowiedzUsuń