Zawsze marzyło mi się podziwiając prace fotograficzne
innych, robić zdjęcia makro roślin, owadów i generalnie tego co się napatoczy
pod nos i aparat. Poprzedni pstrykacz nie zbyt współpracował w tym zakresie,
choć był fajny, czerwony i wcale nie tani. W czerwcu w ramach nagrody dostałam
inny model, już nie tak poręczny i denerwujący momentami ale za to robi śliczne
zdjęcia. Eksperymentowałam z przyrodą i jestem podbudowana, czego efekty
jeszcze przez jakiś czas będzie widać na moim blogu.
Mam też nadzieję, że uda
mi się tak ustawić wszystko żeby jeszcze w miarę dobrze wychodziły fotki
makijaży, które mogłabym pokazywać na Zakosmetykowane (nie omieszkam się
pochwalić).
Nadal pracuję nad postanowieniem pisania tu częściej, wierzę
że mi się uda w końcu, mam kolejkę tematów i zdjęć, więc może się uda.
W Niemczech udało mi się skończyć szal dla mojej
przyjaciółki. A dokładnie na wyjeździe skończyłam robić wzór, a wczoraj dzięki
Kasiu Fiu Bździu zakończyłam robótkę (nie wiedziałam jak się to robi, a
dokładnie wiedziałam jak się okazało a zapomniałam).
Także szal czeka na kąpiel
i prasowanie – tak tak wiem to profanacja ale co tam nie mam możliwości rozłożenia
rozpięcia i naciągnięcia więc popracuję z żelazkiem. Oczywiście nie omieszkam
podać parametrów wszelakich razem ze zdjęciami efektu końcowego.
W dojczlandzie w chińskim sklepie (w którym były całe regały
nie wiadomo czego hi hi) zakupiłam suszone banany, które chodziły za mną od
lat. Z bananami takimi mam wspomnienia z dzieciństwa, nie mam pojęcia skąd się
one w Polsce wtedy brały (może zza wschodniej granicy?).
Jeśli spotkaliście się
gdzieś z takimi bananami u nas w kraju? Dajcie proszę znać – będę wdzięczna.
No i na koniec książka, która zrobiła na mnie niesamowite
wrażenie. A mowa tu o kolejnej Szwai „Matka wszystkich lalek”. Okładka tej
książki odrzuciła mnie na dzień dobry, a i opis na okładce nie zainteresował.
Pomyślałam sobie, kurde pierwsza Szwaja, której nie kupię a może nawet nie
przeczytam. Teraz jest mi wstyd, że po okładce właściwie oceniłam książkę, jednej
z moich najulubieńszych pisarek. Na szczęście dziewczyny, którym ufam książkowo
zrecenzowały książkę super – więc przy jakiejś okazji zakupiłam książkę i
dopiero na wakacje doczekała się w kolejce. Przygoda z tą lekturą wcale nie
była lekka łatwa i przyjemna ze względu na tematykę poruszaną (wspomnienia z
wojny i okresu powojennego oraz nastawienia narodu niemieckiego do polskiego) i
poruszającą. Ale oprócz poważnych i naprawdę bolesnych tematów, były też
przyrodniczo geograficzne, jak nie koniec świata na małej francuskiej wyspie to
polskie Karkonosze, były tez ukochane robótki ręczne – drutowanie i robienie
biżuterii ozdabianej minerałami, byli ciekawi, wartościowi i fajni bohaterowie
(bracia EE, bliźniaki rozrabiaki i babcia Henia). Jednym słowem było warto jak
zwykle przeczytać Szwaję. Z każdą książką zastanawiam się jak to jest możliwe
że autorka jest w stanie mnie jeszcze wciągnąć, zaskoczyć, rozśmieszyć … czekam
na następne książki.
M.
Ależ soczyste barwy tych kwiatów! :D
OdpowiedzUsuńPrzy właśnie tej Szwajii padłam na kolana - czytałam jednym tchem w Lądku..... Nie dalej niż wczoraj polecałam Sąsiadce. Dobrze że przeczytałaś bo zdecydowanie jest to książka jaka wywarła na mnie ogromne wrażenie. I wcale to ta Francja nie jest głównym wątkiem. Dla mnie wątek Elżusi jest powalający. Tak trudne, tak skomplikowane losy, taka fabuła że nigdy bym czegoś takiego nie wymyśliła. Szok.
OdpowiedzUsuńA suszone banany to może takie po .... no po długim leżakowaniu w magazynie?
Tak Aniu masz rację wątek Elżuni - właściwie klamra całej książki - jest bardzo ciekawy i poruszający i bulwersujący i i i ...
UsuńMasz rację banany były zza wschodniej granicy. Uwielbiałam je, niestety nigdzie ich teraz nie ma :(. Próbowałam w zeszłym roku w Azji, ale poza wyglądem nie miały wiele wspólnego z z tamtym znanym smakiem (może inny rodzaj bananów).
OdpowiedzUsuńA jaki to pstrykacz robi takie fajne zdjątka :)?
chaga w mi właśnie te banany najbardziej smakiem przypominały wspomnienie dzieciństwa.
Usuńpstrykacz to Olympus SP-620UZ 16 megapixsela
zdjecia kwiatów przepiekne nasycenie kolorów:-)
OdpowiedzUsuńMoim skromnym zdaniem to najlepsza książka p. Moniki Szwai :)
OdpowiedzUsuńSabina każda kolejna jest najlepsza dosłownie!!
UsuńTe banany jakoś ekheemmm nooo... nie wyglądają ;-D. To na pewno jest jadalne??
OdpowiedzUsuńTę Szwaję dostałam na gwiazdkę (zażądałam!!) i przeczytałam jednym ciągiem. Jest niesamowita - taka inna, niż te dotychczas wydane. Chociaż dwie poprzednie ("Zupa z ryby fugu" i "Gosposia prawie do wszystkiego") też już odchodziły od stuprocentowego relaksacyjnego stylu Szwai.
Monika wierz mi są bardzo smaczne i bardzo słodkie :) i bardzo szybko jadalne :(
UsuńSzwaja jest the Best przez duże B :) Oczywiście Dziewice tez kocham miłością pierwszą bo opisana jest tam wymarzona szkoła, dokładnie taka jaką założę jak tylko trzasnę w totka :)
Jakie te kwiatki tęczowe! Więcej pięknych zdjęć poproszę. I ukończonego, czyt. wyprasowanego szala też.
OdpowiedzUsuńA banany, miałam takie raz, jak o nich zapomniałam... ale pewnie nie były słodkie, jak piszesz ;)
Przy tej książce się spłakałam... Niesamowita.
OdpowiedzUsuńTeraz dla odmiany czytam Marię Nurowską Hiszpańskie oczy - i też przewija się temat wojny, tym razem oprawcami są nasi "przyjaciele" ze wschodu tamtych czasów... Polecam...
Aparat i właścicielka robią śliczne fotki!
Oraz śliczne szale!
Matki lalek jeszcze nie czytałam - Hiszpańskie oczy tak i tez polecam - kwiatki przecudne - szal nieźle się zapowiada :) ewa
OdpowiedzUsuńnigdy nie biore udzialu w zadnych konkursach bo wydaje mi sie to to jakas bujda hahahahahah suszone banany a to ciekawe, chetnie bym sprobowala
OdpowiedzUsuńRobisz wspaniałe zdjęcia!!! już pominę sprawy koloru, ale krople rosy czy deszczu i mieniące się na nich światło - bajka, poproszę jeszcze:)
OdpowiedzUsuń10 lat temu takie banany był u nas w jednym supermarkecie, nie pamiętam już, w którym, może to był carrefour? W każdym razie zawsze braliśmy je w góry, dlatego o nich dobrze pamiętam!
OdpowiedzUsuń