2 stycznia 2010

… odziedziczone …


Przychodzi taki czas w życiu, że bliscy zaczynają przenosić się na inne planety. I wtedy ci, którzy zostają tu i teraz mają szansę odziedziczyć co nieco. Jedni dziedziczą fortuny inni długi a ja odziedziczyłam kilka książek i maszynę do szycia ha! Za maszynowe próby – bo przecież ja nie potrafię w ogóle szyć –zamierzam się zabrać od razu na początku roku, i tu uprzedzam będę molestować wszystkie szyjące prosząc o pomoc rady i porady i wzory of kors bo nic nie mam, a szyć dużych rzeczy na razie nie planuję, jedynie małe zabawy patchworkowe. Oczywiście mam też szczytne plany – kapa na łóżko, czy torebek kilka sztuk różnej maści – wyjdzie w praniu czy ja prosto potrafię podstawowy ścieg wykonać hi hi.
Odziedziczyłam też kilka starych – starszych ode mnie – olaboga bo ja już pierwszej młodości nie jestem – książek instruktażowych robótkowych.
I ku mojemu zdziwieniu znalazłam w jednej z nich podstawy frywolitki nawet. Pewnie nie będę z nich korzystała, ale dla sentymentu niech będą. Odziedziczyłam też dwie bardzo leciwe książki, które pamiętam z dzieciństwa. Jedną bardzo chciałam mieć, ponieważ wspominam, że babcia na każdych wakacjach, feriach czy czasie kiedy byłam u niej terroryzowała mnie żebym przeczytała ją : „Kapelusz za 100 tysięcy”. A ja trwając w swoim oporze do dnia dzisiejszego nie wiem o czym ta książka traktuje. A druga to z sentymentu, bo po pierwsze starusieńkie wydanie, a po drugie wakacje u tej babci zawsze jakoś kojarzą mi się z Anią z Zielonego Wzgórza bo właśnie u niej na film ten zazwyczaj trafiałam.
A na koniec ku osłodzeniu życia przepis, z którym spotkałam się kilkakrotnie, ale chyba do samego zrobienia natchnęła mnie moja szwagierka Beata. Otóż mowa tutaj o ciasteczkach kukurydziano migdałowych. Powiem tak – traktuje je jako rarytas i wyskok bo generalnie tanie nie są w produkcji ;). Przepis:
2 czekolady (ja dałam mleczną milke) rozpuszczone na gorącej wodzie. Wymieszane z płatkami kukurydzianymi i uprażonymi wcześniej płatkami migdałów (dwa ostatnie składniki na oko ile wlezie). Po zrobieniu układam łyżeczką na papierze do pieczenia i odstawiam na kilkanaście minut do lodówki żeby stężały. Pychotka. Następnym razem żeby wyszło więcej i taniej zamiast czekolady zrobię moją masę szyszkową a zamiast prażonego ryżu dam płatki kukurydziane i migdałowe o! Albo też ryżu dosypię o! i będzie słodziuchny kogel mogel o!

M.

13 komentarzy:

  1. Smakowicie wyglądają te ciasteczka :). A książki warte odziedziczenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie książki to ja wyszukuję na targowiskach, sporo tego kiedyś było. I uwielbiam je przeglądać, chociaż tyle wzorów w necie to ja książkowa zostałam.
    Tymi ciastkami nie kuś bo już jak balonik chodzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Kapelusz za 100 tys" na 100% czytałam, ale to było tak bardzo dawno temu, że w ogóle nie pamiętam co tam w tej książce było... natomiast Haft Modny w czerwonej okładce ma moja mama, a ja kiedyś bardzo lubiłam ją przeglądać, bo pamiętam tą okładkę do tej pory :)

    Madziu, życzę by Nowy Rok był tak słodki jak te ciasteczka, które zrobiłaś... i żeby tak samo cudnie pachniało jak najczęściej, bo to musiał być taki ciepły, magiczny i smaczny kawałek czasu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tymi książkami to sentyment wielki i jak pisze kankanka mimo iż tego w sieci masę to ja lubię mieć papier bo to co innego :) I mimo iż pewnie tych koronek czy haftów jugosłowiańskich nigdy nie zrobię to takie cacuszka dla mnie. Jola ja też pamiętam tą w czerwonej okładce z dzieciństwa że lubiłam ją oglądać. Jak napisałaś to mi się kojarzyło właśnie :)
    A cisteczka mniam mniam.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Kapelusz za 100 tysięcy" czytałam. Mniej więcej pamiętam, że były dwa takie same tyle, że w jednym z nich był kupon totolotka z wgraną w wysokości tytułowych 100 tys.
    Tych robótkowch książek to Ci zazdroszczę, bo ja jak Ty i Ania - "papierowa" jestem ;-)
    A ciasteczka nie powiem - mniam, mniam!
    No i czekam na Twoje pierwsze szycia maszynowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja coŚ odziedziczyłam. Siostra SYLWIA ??? :):):)

    OdpowiedzUsuń
  7. jak przyjedziesz to się zastanowimy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Piękny spadek, z dużą wartością sentymentalną :)

    Uwielbiam takie starocie :)

    Magda, ja też nie umiem szyć a bardzo bardzo mi się patchwork podoba, wiec pisz tu dużo o tym, jak się nauczę nić w maszynie nawlec to wtedy będzie jak znalazł :)

    OdpowiedzUsuń
  9. no ksiazki to masz skarby :) :) bron cie panie boze zebys je kiedys wyrzucila ;) za maszyne sie bierz ostro bo kazda kobieta powinna umiesz szyc hahah przynajmniej troszke :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Magda, te skarby zawsze będą Ci przypominać babcię i dzieciństwo, są więcej warte niż pieniądze !

    Nauce szycia będę kibicować.

    OdpowiedzUsuń
  11. qq
    chcialam napisac ze platki migdalowe koniecznie):)
    a ja tez odziedziczylam ...po babci mojej po cioci...to sa dla mnie najwazniejsze ksiazki, zdjecia, wspomnienia-to cos czym sama jestem
    dobrej nocy-Migdalowa:)

    OdpowiedzUsuń
  12. oh, takie książki to prawdziwe skarby!
    będę wdzięczna za kontakt mailowy: jednoiglec małpa wp.pl, bo mam małą sprawę:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo ciekawy blog:)
    Ostatnio sama zostałam zmuszona do piania (na konkurs, polonistka mnie wybrała, niby ze mam oryginalne poglądy i coś do powiedzenia literacko). Jeszcze dwa miesiące temu byłam załamana, a teraz pokochałam pisanie! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń