15 sierpnia 2016

[Letni czas relaksu] ... różany ogród ... cz.1

... to ogród który hodowałam w mojej (i nie tylko mojej hihi ) głowie od wielu lat, ponieważ zgromadzenie odpowiedniej ilości materiałów w różyczki zajęło mi trochę czasu. Większość szmatek kupiłam z 5 lat temu w Niemczech. Także różanecznik z zachodnimi nalotami stanowczo. 
W trakcie wieloletniego myślenia o patchworku (boszeee jak to brzmi) pomysłów i inspiracji było sporo. Prace wykonawcze nad projektem zaczęłam ostatecznie koło lutego tego roku. I było bardzo różnie. Najpierw postanowiłam zarąbać się i rozrysowałam super układ na 5cm wielkość jednego elementu - czyli w moim wypadku kwadraciku.

  

Ale w między czasie opanowałam się, przede wszystkim ze względu na to że im mniejsze kawałki tym więcej tak naprawdę zużywa się materiału. A ja poszczególnych rodzajów wzorów miałam po 30 - 50 cm jedynie.
Potem więc zaczęłam kombinować z większymi elementami:



Stanęło na tym ostatnim, najbardziej wpasowywał się w moją pierwotną wizję i była szansa, że starczy na wszystko szmatek.

Dla mnie zaprojektowanie i wyliczenie wszystkiego - czyli czysta matematyka, to jedn z trzech przełomowych momentów w moim procesie szycia, pod względem trudności jest po środku. Najbardziej nie lubię i sprawia mi trudność nadal wszycie, w całości maszynowo, lamówki (choć rogi wychodzą perfekcyjnie), na drugim miejscu jest projektowanie i rozliczanie, na trzecim pikowanie. Wszystko inne to małe miki pikusiem zwane. 



Wszystko ponumerowane ułożone tak, żeby z projektem się zgadzało:



Potem to już tylko odpowiednie zszycie wg. kolejności i niepomieszanie wyprasowanych już pasków.



I nie było żadnej skuchy tym razem juhuu.
Szycie, zszywanie, szycie zszywanie a potem kanapka. 


Kanapkowanie, czyli coś czego do tej pory nienawidziłam. Ale od czego główka pracuje, postanowiłam niecnie wykorzystać stół, przy którym odbywają się comiesięczne spotkania robótkowe. Stół jak i całe pomieszczenie udostępnia nam Gosia nasza kochana. Dzięki temu że mogłam tam kanapkować, nie bolały mnie plecy i kolana co jak wiadomo w gronie patchworkujących jest niefajne.




Dla wszystkich, którzy pierwszy raz tu są i czytają o kanapkowaniu, czyli spinaniu agrafkami trzech warstw patchworku, przed pikowaniem, poniżej akcesoria niezbędne:


Na tym zakończę część pierwszą bo jakoś długo się zrobiło i zaproszę tu na część drugą.

M.

7 komentarzy:

  1. ok ide czytac dalej..ufff ale sie naczytalam i naglowkowalam razem z Toba.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow! Idę dalej zdobywać wiedzę;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak cudnie to opisujesz.Podążam dalszym szlakiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny post, krok po kroku...:) Zachęcajacy...:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko bardzo przemyślane. Ciekawy efekt. Na pewno na żywo to wygląda jeszcze zupełnie inaczej. Ja trochę boję się pikowania swojego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam szczerze i lecę czytać dalej! (...ale po co ci ten śrubokręt...???)

    OdpowiedzUsuń