To pozory, że mam więcej czasu niż przeciętny człowiek pracujący dużo zawodowo. Jednak kiedy nadarzyła się okazja, żeby odbyć pewien kurs to nie mogłam go sobie domówić. Zwłaszcza, że prowadzony miał być przez Anię – guru techniki w moich oczach. Mówię tu o sutaszu, a dokładnie hafcie sutaszowym. W technice zakochałam się już jakiś czas temu, zakupiłam kolorowe sznurki no i leżały sobie i leżały, bo nie miałam sama odwagi zacząć. No i dzisiaj przełamałam swoją nieśmiałość do materii. Co krok po kroku pod fachowym okiem to nie rozgryzanie wszystkiego samemu. W 3,5 godziny zrobiłam przewieszkę, którą zamierzam jutro założyć do pracy – a co!! Sama widzę niedociągnięcia i niedoróbki, ale i tak jestem dumna i jestem pewna że nie był to mój ostatni wyrób w tej technice :).
W ubiegłym tygodniu udało mi się też uszyć swoje pierwsze literki, przy okazji uczyłam się panować nad maszyną, coby jak najładniej wyszły zaokrąglenia literkowe. Te uszyte wyszły mniej więcej ¾ wysokości strony A4, choć ja bym następnym razem spróbowała trochę większe uszyć (ale to wymagać będzie zaangażowania mężusia do Corela bo literki trzeba będzie na dwóch kartkach wydrukować i zesztukować). Tu literki podziwiane przez milusińskiego kochanego – siostrzeńca Eryka.
Refleksje politerkowe są takie, że to wcale nie łatwe w wykonaniu. Odkryłam też iż trzeba po zszyciu a przed wywróceniem na prawą stronę dobrze ponacinać materiał żeby zwłaszcza na zaokrągleniach wklęsłych materiał się nie zciągał i dobrze wyglądał. Kolejne doświadczenie wiązało się z wypychaniem, mój wypychacz (z poduszki) jest chyba za mocno kulkowany i robi celulitis przedmiotom wypychanym – a w związku z tym literkom też. „E” wyszła mniejsza niż pozostałe – znaczy wizualnie tak się zdaje – choć jest tą samą wielkością czcionki co reszta (to nadal dla mnie zagadka). No i odkrycie dosyć bolesne – na 4 literki idzie dużo materiału (praktycznie cała duża męska koszula z krótkim rękawem) i mimo iż był to materiał ze szmateksowego odzysku to ciężko było mi się z nim rozstawać – ale to normalne, że żal d…ściska w takich sytuacjach, a mózg prowadzi dyskusję ze swoim alter ego o tym, że nie należy się przywiązywać do szmatek, bo one są po to żeby z nich szyć a nie żeby leżały w szafce.
M.
Fajowa przewieszka!
OdpowiedzUsuńNiedociągnięcia są naturalnym elementem pierwszych prac, ale liczy się chęć i efekt końcowy, a tym bardziej, że haft sutaszowy jest baaaardzo pracochłonny - więc gratuluję! Fajnie, że się odważyłaś i poszłaś na warsztaty. Pozdrawiam :-)
Zawieszka sliczna :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia o tej technice, więc żadnych niedociągnięć nie widzę :)
A literki - świetne :) Kolorowe i wesołe :D
Literki uszyłaś ??? Nooooooooo, piękne !!!
OdpowiedzUsuńMogę zaświadczyć, wisior wykonany własnoręcznie, też tam byłam, świetnie się bawiłam, tylko rączki ubrudziłam ;)
Same nowinki u Ciebie, niby nowalijki na tę nadchodzącą wiosnę :-) Bardzo udane nowalijki!
OdpowiedzUsuńA nie mogłybyście pokazać jak się takie sutaszowe rzeczy robi? Mnie na razie do tego nie ciągnie, ale ciekawa jestem jak to się robi.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie kursy, fajnie jest uczyć się nowych rzeczy :)
Magda, literki obłędne, coraz lepiej Ci idzie szycie :)
Magda, fotka wisiorka do bani;)))
OdpowiedzUsuńZapewniam, że w rzeczywistości jest o niebo ładniejszy, widziałam:)))
Literek jeszcze nie szyłam , chyba trza spróbować... ten kulkowy wypełniacz doprowadza mnie do szału, ja kupuję najtańsze poduchy w Jysku w takiej flizelinowej poszewce- doskonale się tym wypycha:)))
Madziu, piękne wszystko i literki cudne! Nie wpatruj się w swe prace szukając niedociągnięć :))))) Znakomita jesteś!
OdpowiedzUsuńJa normalnie nie mam do Was siły...najpierw u Krzysi, teraz u Ciebie...oj kusicie tym sutaszem kusicie...ja jednak też chyba sama nie spróbuję, poczekam na jakiegoś instruktora ;O)
OdpowiedzUsuńWszystko piękne! A literki szczególnie! Czy to właśnie te uszyte z koszuli? Swoją drogą fajna była, taka a`la Wojtek Cejrowski, w fantazyjne wzory rodem z dżungli ;) Pewnie dlatego tak trudno było się z nią rozstać ;) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuńWiem, że nie masz więcej czasu niż przeciętny człowiek, ale Ty go jakoś chyba rozciągać potrafisz, albo coś. Z zawieszką to normalnie pojechałaś! Czego Ty się jeszcze nauczysz? Ja to w szoku jestem, Magda, normalnie! Jak z niego wyjdę, to może coś bardziej sensownego napiszę ;) Póki co, to podziw i szacun. A literki są na pewno fajniejsze, niż koszula. Nie uwierzę w to, że Twój małżonek by ją nosił, hi hi hi, a w szafie to się ona nie prezentuje.
OdpowiedzUsuńCiekawe kiedy ja się w kmońcu wezmę za sutasz... Gratuluję przełamania pierwszych lodów :) Super wyszło!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
OdpowiedzUsuńJak ja dzisiaj w dziennym świetle zobaczyłam ten sutaszyk (bo inaczej tego nazwać nie można) to się podłamałam hihi i zwaliłam wszystko na słabe światło w którym nie widziałam zupełnie swojej nylonowej nitki, robiłam po omacku co w dziennym świetle widać :) no ale ... nie od razu Rzym zbudowali no nie :)
Te literki to są właśnie z koszuli opisywanej w poście, którą nawet jakbym Go próbowała przekupić ogłuszyć czy inne takie, mąż by nie nałożył - Aniu :)
Prześliczne literki!
OdpowiedzUsuńAle ogromnie podziwiam ten wisiorek wykonany haftem! Cudeńko~!!!
literki są super :) !! jeszcze raz dziękuję w imieniu Eryka :) teraz czekamy na "króla Eryka" :) buziaki
OdpowiedzUsuńNo, w końcu sutasz zaczęty :) Bardzo ładnie wyszedł, wisior jak najbardziej do noszenia i cieszenia oczu :)
OdpowiedzUsuńLiterki kolorowe, coraz większe wyzwania szyciowe widzę, fajnie :)
Zawieszka cudna i też bym była dumna z takiej pracy!! Oj, z każdej strony kusicie tym sutaszem:D
OdpowiedzUsuńLiterki bardzo fajne, takie kolorowe:)
Chyba nie długo będę bała się otwierać lodówkę. Bo mi sutasz wylezie z marchewki ;)
OdpowiedzUsuńA na serio to świetnie Ci wyszły te pierwsze razy (hmm... od kiedy to mówi się o nich w liczbie mnogiej?)
Chyba się skuszę na zanabycie takiego wisiora. Bo zrobić to nie dałabym rady.
Ciekawi mnie słowo "haft". Na czym wyszywa się takie wisiory?
Czy dałabyś radę pokazać jak wygląda wisior .... z tyłu?
A literki z celulitem :) rewelacja :)
Ania nie wiem dlaczego technikę nazywa się haftem, może dlatego że zszywa się naszywa doszywa i inne takie a na koniec z tyłu wszywa się filc lub skórę. Zrobię sesję tyłu (tylko może nie tego biedactwa bo ... no cóż nie wygląda tył najlepiej przyszywany bez oświetlenia dobrego hihi)
OdpowiedzUsuńA już łudziłam się, że poznam sposób na wydłuzenie doby:P
OdpowiedzUsuńZapraszam na zabawe. Szczegóły u mnie na blogu.
Śliczna ta zawieszka ale zupełnie nie wiem co to ten haft sutaszu.Może kiedyś :)) Literki również bardzo ładne.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za odwiedziny i miłe słowa.
Alina
Ile tutaj u Pani ślicznych prac :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy za dodanie naszego bloga do obserwowanych :)
Serdecznie pozdrawiamy,
Zespół Montażowni