To takie fajne uczucie kiedy można skończyć wymarzoną robótkę. Ja ostatnio mam czas finiszów i z tego właśnie powodu jestem bardzo zadowolona.
Nie miałam ostatnimi czasu na to, żeby na bieżąco pokazywać Wam co się dzieje w moich robótkach wszelakich. Bo o ile przynajmniej pół godziny na dwa dni próbowałam przeznaczyć na przyjemności o tyle już na pisanie o tym nie miałam ani czasu ani siły. (ostatnio dziwne rzeczy się ze mną dzieją – do godziny 20 jestem w stanie myśleć a spać doczołguję się w granicach 21.30 – jakaś masakra po prostu bo z jednej strony złość bo szkoda czasu tak wcześnie się składać, a z drugiej jak ani ręką ani nogą ani mózgiem nie idzie to trzeba spać … ehhh mam nadzieję że to tylko przesilenie, zaraz wiosna i do przodu). Koniec tłumaczenia się czas do konkretów :).
Skończyłam swoją pierwszą miłość needlpointową czyli Jewel Box Laury Perin.
Uczucie rozpoczęło się w momencie przekazywania prezentu w postaci wzoru z rąk Ani do rąk Krzysi :). Wprawdzie zaczęłam wtedy od innego wzoru tej autorki (bo bardziej dostępne były nitki) jednak to Box zawsze zachwycał mnie bardziej. I powiem Wam że na różnych etapach pracy nad tym haftem poziom emocji był różny. Na początku nudne do bólu ramki, które w dodatku w części są tak skonstruowane że – moim zdaniem – za bardzo prześwituje kanwa spod nitek, a robię według instrukcji. Tak więc następnym razem pochyliłabym stanowczo bardziej ścieg w środkowych ramkach żeby było większe krycie materiału.
Wielką radość w planowaniu przejść sprawiła mi cieniowana, przepiękna nitka – uwielbiam zawarte w niej kolory. Zachwyt i zakochanie pojawiło się na nowo w momencie kiedy zastosowałam metalizowane nici (które wytrwale kilka miesięcy płynęły do mnie zza wielkiej wody). Mówię Wam zdjęcia nie oddają uroku Boxa nawet w 50%, próbowałam na wszelkie sposoby żeby choć odrobinę więcej wydobyć z fotki – ni jak się nie dało – więc trzeba mi uwierzyć na słowa po prostu.
Wielką radość w planowaniu przejść sprawiła mi cieniowana, przepiękna nitka – uwielbiam zawarte w niej kolory. Zachwyt i zakochanie pojawiło się na nowo w momencie kiedy zastosowałam metalizowane nici (które wytrwale kilka miesięcy płynęły do mnie zza wielkiej wody). Mówię Wam zdjęcia nie oddają uroku Boxa nawet w 50%, próbowałam na wszelkie sposoby żeby choć odrobinę więcej wydobyć z fotki – ni jak się nie dało – więc trzeba mi uwierzyć na słowa po prostu.
Ze swoich dotychczasowych robótek najbardziej lubię a wręcz uwielbiam mojego czerwonego potwora. Tak jak zaplanowałam w niedzielę przyszyłam lamówkę. Ale zanim co to ja się tej lamówki napróbowałam na różne sposoby i możliwości. Nie lada wyobraźni wymagało ode mnie (bo języka obcego aż tak dobrze nie znam) żeby zastosować, fajną swoją drogą i sprawdzającą się, instrukcję zszywania lamówki – tej tutaj. miałam taką sobie próbkę do pikowania i lamówkowania.
Lamówka zajęła o wiele mniej czasu, choć sztywny kark i zmęczenie po ubiegło dniowym pikowaniu dawały się we znaki. Wszystko się udało i narzuta zdobi teraz sypialnię.
I powiem Wam w sekrecie że (przynajmniej na razie) jest sporym motywatorem do tego żeby zaściełać łóżko rano – no bo jak takie cudo ma się marnować nieużywane tak jak należy hi hi.
Dziękuję Wam bardzo za słowa otuchy, wielki doping i całą masę pozytywnej energii, która od Was do mnie docierała i która pozwalała opanować nerwy i strach przed każdym właściwie etapem szycia takiego dużego patchworku. DZIĘKUJĘ :)
Wykorzystując falę dobrej sobótkowej energii postanowiłam wczoraj zrobić pseudo kartonaż. Wcześniej skonsultowałam się z moją mistrzynią Krzysią i zabrałam się za poskromienie pudełka, które kiedyś było elementem kalendarza, potem było podstawką pod inny kalendarz i schowkiem na przydasie pracowe (bo to pudełko z pracowego biurka). Tylko się zjechało w czasie tych kilku lat użytkowania. Więc postanowiłam renowiren zrobić (jakby powiedziała moja ulubiona szwagierka). No nie było to łatwe moja wyobraźnia nie ogarnęła jak dobrze zrobić rogi i inne takie więc wyszło jak wyszło a i tak mi się podoba i działa i dalej funkcjonuje na moim biurku.
M.
nie udalo mi się zalączyc komentarza pod poprzednim postem , gdzie biłam pokłony dla Twojej wspaniałej postawy w tzw temacie pikowania! Ja jestem z siebie duman jak poszewki na poduszki przepikuje 4 / słownie czterema / szwami a spikowanie takiej narzuty ee ..to marzenie scietej głowy. A to co teraz pokazujesz jest zachwycajace. Ja i igła , niezbyt dobrze sie rozumiemy a to jest taki wspaniały patchwork zrobiony igła i nitka.. moze kiedys sie odwaze !! pozdrawiam M
OdpowiedzUsuńO Matkoooo jakie piękne robótki!))) Cuda prawdziwe! :)))
OdpowiedzUsuńTo pierwsze, którego nawet nazwy napisać nie potrafię i narzuta na łóżko - rewelacja! :))) Szczerze podziwam...
Wspaniałe prace, masz anielską cierpliwość!
OdpowiedzUsuńOby więcej takich dokonań! Haft przepiękny! O narzucie już się rozpisywałyśmy... Jesteśmy pod wrażeniem Twoich umiejętności i przede wszystkim cierpliwości. Efekt końcowy bezcenny!
OdpowiedzUsuńKibicowałam po cichutku,chylę czoło przed ukończonymi dziełami, kto by pomyślał,że pozszywane czerwone tkaninki będą takim motywatorem!
OdpowiedzUsuńHafcik śliczny!
Twoja narzuta jest cudowna! a już na swoim miejscu w sypialni prezentuje się pierwsza klasa! podziwiam Cię za ogrom pracy i wytrwałość :) i zapałałam wielką miłością do needlpointa w Twoim wykonaniu- jest przepiękny, a jeśli zdjęcie to nawet nie 50% jego uroku to tym bardziej jest godny podziwu!
OdpowiedzUsuńMagda, widziałam Twoje Jewel Box po części wyszyte, już wtedy zdjęcia nie oddawały uroku pracy, a teraz jak dołożyłaś metaliczne to jestem pewna że jest powalające - mam nadzieję że będzie mi dane "pomacać" na żywo :)
OdpowiedzUsuńNarzuta cały czas mnie zachwyca i nie mogę zrozumieć czemu ją potworem nazywasz, jak ona taka cudna jest ;)
Aga narzutę nazywam potworem bo tak patchworki nazywane są w pewnym szyciowym kręgu a mi się spodobało. A poza tym jakby nie patrzeć jak się zabierałam za pikowanie to narzuta ta była dla mnie potworem hihi :) teraz jest ukochanym potworem :).
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście niezła fala Cię naszła, zwłaszcza na kończenie robótek i jeszcze wymyślanie nowych. Czerwony potwór cudny i zazdraszczam Ci go przeogromnie. No i nie mogę się doczekać zobaczenia go na żywo.
OdpowiedzUsuńPracowita dziewczyna jesteś i smok n robotę! Podziwiam!
OdpowiedzUsuńJakie cudowności - narzuta mnie zachwyca i haft w przepięknych kolorach mam nadzieję miec okazję jeszcze kiedyś obejrzec na żywo.
OdpowiedzUsuńdziewczyny pewnie pod koniec marca znowu skombinujemy jakieś spotkanie i wtedy obmacamy to i owo :)
OdpowiedzUsuńJa już swoje powiedziałam gdzie indziej. Ale tu powtórzę... uzdolniona i pracowita jesteś Madziulu! Ściskam mocno i gratuluję ukończonych prac.
OdpowiedzUsuńNarzuta jest cudowna - gratuluję - na łóżku prezentuje się fantastycznie :)
OdpowiedzUsuńAle needlpoint to niesamowite dzieło, że Ty to tak własnymi rękami wyszyłaś, podziwiam Cię - wygląda genialnie, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że na żywo może wyglądać jeszcze lepiej, bo tak jak patrzę, to powala mnie z nóg :) GRATULACJE !!!!!
O Qrcze ale niesamowite prace... Magda wielkie gratulecje, i podziwiam za cierpliwośc, taka wielka narzuta wykończyłaby mnie szybciej niż ja ją.
OdpowiedzUsuńA ten haft mistrzostwio świata,
Potwora ukochanego rozumiem ;)
OdpowiedzUsuńPotwora potwornie Ci zazdroszczę i jestem go bardzo ciekawa:)
OdpowiedzUsuńA haft jest przepiękny i... całkowicie poza moim zasięgiem:)
Praca u Ciebie wre pełną parą:)
OdpowiedzUsuńGratuluję ukończenia Laury - to prawdziwy klejnocik, na powiększeniu trochę widać te błyszczące nitki (wstążki?), na żywo pewnie wygląda jeszcze bardziej niesamowicie...
Narzuta jest przepiękna!! Już zazdroszczę:D
Magda, Laura oczywiście piękna, ale ta mega narzuta, no.... dokonałaś tego. Masz ja gotową, też bym w kółko ścieliła łóżko i bez przerwy sprawdzała jak to się na niej leży z książką do czytania na przykład :-))) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńAawww, this is very beautiful!!
OdpowiedzUsuńI love it!! ♥
xx
Henar
...OH MY VOGUE!
Ach!!!!! Jaki piękny ukochany potwór!!! A ostatnie zdjęcie, gdzie siedzisz w jego objęciach jest fenomenalne! Gratuluję ukończenia dwóch (+1 :)) prac, haft jest prześliczny, metalizowane nitki widziałam i to genialny pomysł, żeby je tam powplatać, bo tylko dodają uroku. W pudełku ostatnim nie mogę tylko wyczaić do czego służy Ci ta spinająca gumka??
OdpowiedzUsuńJolu spinająca gumka przytrzymuje napięty pasek materiału który przytrzymuje kalendarz kiedy otwieram wieczko :)
OdpowiedzUsuńNarzuta cudna po prostu, gratuluje ukończenia dzieła...:)
OdpowiedzUsuńJa tez powiem za wami chorem, arcydzielo. Tak jedno jak i drugie, w moim ulubionym kolorze. A moze wiecie gdzi mozna nauczyc sie szyc takie potwory. Chetnie bym to pojela. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOch!!! Ach!!! Jewel Box jest cudny, a narzuta -- rewelacja! Magda, to że utalentowana jesteś to wiemnie od dziś, ale skąd znajdujesz czas na tak wszechstronne zainteresowania? Może Twoja doba ma więcej niż 24 godziny??
OdpowiedzUsuńNo właśnie problem polega na tym że nie mam czasu :( i to mnie strasznie drażni ... no ale zamiast narzekać lecę do maszyny bo mam misję pod kryptonimem "pierwsza poszewka poduszkowa w życiu" :)
OdpowiedzUsuńwow ..narzuta cudna!!! robi wrażenie, GRATULACJE!!!
OdpowiedzUsuńczy Ty to wszystko ręcznie haftujesz? Jeżeli tak, po chylę czoła. Prace są wprost przepiękne.
OdpowiedzUsuńA Pastylka turkusowa mam w środku dziurkę i jest przyszyta tak, jak wszystkie koraliki.
Marta - tak wszystko wyszywam ręcznie :) dziękuję za info :)
OdpowiedzUsuń