Tegoroczny DN (dzień edukacji narodowej zwany dniem nauczyciela) spędziłam przy maszynie :). I było to to co tygryski lubią najbardziej. Najpierw uszyłam saszetki z lawendą, dla gospodyni, która gościła mnie i moje pracowe kumpele na babskiej imprezie.
Po saszetkach zabrałam się za gwiazdę, którą robię na wyzwanie gwieździste. To ono zmotywowało mnie do odkurzenia mojej kochanej pani M. Wybrałam raczej prosty wzór pp i zaczęło się … kurde okazało się, że zapomniałam jak się pp szyje, więc najpierw próba sił „na brudno” a potem już poszło. Oczywiście na razie tylko poszczególne elementy ale już się pochwalę a co :) Na razie kilka niedociągnięć jest spowodowanych słabą wyobraźnią, nieprawidłowym wyliczeniem wielkości kawałków oraz niechęcią do prucia hi hi, ale co tam ważne że szycie sprawiło mi ogromną przyjemność i radość. Jeszcze nie wiem co będzie w efekcie końcowym z tych moich zszywanek, w najgorszym wypadku wylądują w szufladzie.
Kilka dni temu niesamowicie pozytywnie zaskoczyła mnie Lilka – znajoma jedynie wirtualna, która zauważywszy moje zachwyty motylkami szydełkowymi, zaproponowała mi że takowe mi zrobi. I jak obiecała tak i zrobiła i dostałam je właśnie w okolicach DN. Motylki niebawem będą zaklinać wiosnę w moim oknie. Dziękuję Ci Lila :) – takie gesty dają niesamowicie dużo pozytywnej energii (której mi ostatnio znowu trochę trzeba).
Ostatnio zorientowałam się, że nie piszę o swoich książkowych poczynaniach. A przecież nie znaczy to, że nie czytam … tylko ostatnio nie miałam szczęścia do książek, które by mi na ten czas podpasowały. Więc…



- „Filary ziemi” Kena Folletta – nienawidzę ciężkich fizycznie książek bo moje nadgarstki nie dają sobie z nimi rady, a poza tym małe literki od których bardzo męczył się wzrok, a treść nie była na tyle porywająca żebym jednak poświęciła się męczarniom fizycznym.
- „Cukiereczek, czyli rok z życia nietypowej striptizerki” Diablo Cody – po przeczytaniu okładki pomyślałam sobie, to może być fajna lekko pikantna lektura, a tu po kilkudziesięciu stronach nic się zasadniczo ciekawego nie działo, a na takie stany to szkoda mi czasu.
- „Jak nie umrzeć. Opowieści patologa sądowego” Jan Garavaglia – spodziewałam się po okładce „mrożących krew w żyłach” opowieści patologa a dostałam poradnik zdrowotny i to w dodatku wcale nie wciągający niestety, już fajniejsze sceny z prosektorium można znaleźć u Cook`a.
Kolejne dwie książki poszły znacznie lepiej.
Dobranoc panie Holmes – Carole Nelson Douglas wprawdzie mnie nie wciągnęła na zasadzie pochłaniania kolejnych kartek na bezdechu, żeby się w końcu dowiedzieć co jest na końcu – niestety. Jednak na tyle mnie zainteresowała, że chciałam dowiedzieć się jak autorka wybrnie z tej czy tamtej sytuacji. A poza tym dzięki książce przeniosłam się do czasów guwernantek, bufiastych sukienek i zwyczajów tamtego okresu. Tak więc ogólnie książka ok choć nie rewelacyjna, a już na pewno nie dobro sensacja.

Niechciane – Kristina Ohlsson – to kawał dobrej sensacji, trzymającej w napięciu. Autorka pozostawia czytelnika praktycznie do końca z jego przypuszczeniami dotyczącymi poszukiwanego bohatera. Bardzo fajny zabieg, dzięki któremu mimo, iż w pewnym momencie namierzałam przyczyny, skutki, rozwiązania zagadek do końca trzymały mnie w napięciu te wyjaśniane dopiero na ostatnich. Więc polecam.
M.
Kurcze a mi Filary mocno podpasowały. No ale w końcu nudno by było gdybyśmy wszyscy byli tacy sami :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne wyszły saszetki - przyznaję że materiał śliczny użyłaś do ich wykonania. A czy brzegi saszetek to może podklejałaś fizeliną aby tak ładnie sztywno się prezentowały?
...kolorki patchworkowe śliczne, już nie mogę się doczekać pozszywanego efektu:) pozdrawiam iwi.
OdpowiedzUsuńAnia niczym nie podklejałam. Po prostu ten materiał jest ... nadający się tylko do takich saszetek bo jest paskudnie sztuczny i śliski i sam z siebie się tak trzyma bez podklejania i obrębiania. A że ma w dodatku małe dziurki to idealnie nadaje się na zapachowe wkłady które przez nie nie wypadają :)
OdpowiedzUsuńjak do tej pory to pokupowalam sobie czasopisma z patchorkami, no moze kiedys sie uda :) cos z nich wykorzystac :)
OdpowiedzUsuńSaszetki bajeczne, jakoś nie spodziewałam się, że takie połączenie kolorów da tak świetny efekt! Szarość z pomarańczą :)
OdpowiedzUsuńCo do książek... "opowieści patologa sądowego" - tu też spodziewałabym się raczej duszomęczarni w prosektorium, ale nie poradnika 'ku zdrowotności', hihi. Żadnej z tych książek nie czytałam, ale po poradniki na pewno nie sięgnę w najbliższych kilku latach..
Zaciekawiłaś mnie jednak 'Filarami Ziemi'.. aż taka męczarnia? Również fizyczna..? ;) Czytałam coś kiedyś Folletta i mi się podobało, ale nie pamiętam niestety co...
fajna ta patchworkowa kompozycja,pozdrówki :)
OdpowiedzUsuńsaszetki znakomite
OdpowiedzUsuńmotylki delikatne jak puch
poduch zapowiada się świetnie
Jolu saszetki są zielone (zimno zielone ale nie szare) :) Dlatego tak dobrze się komponują z pomarańczowym
OdpowiedzUsuńKonKata - to już nie będzie poduch, już prawie jest makata :)
saszetki prześliczne:))
OdpowiedzUsuńFilary nawet mi się podobały ze względu na klimat tamtych czasów, ale nie tyle, żeby zabrać się za kolejne części:)
No i ciekawa jestem efektu końcowego gwiazdy:)
Prześliczne saszetki w cudownych kolorkach. Aż jęknęłam cichutko na ich widok, Naila świadkiem!
OdpowiedzUsuńA ja mam dla Ciebie cukierki ślazowe z Krakowskiego Kredensu :)
OdpowiedzUsuńFajna ta gwiazdka :) a saszetki śliczne :)
OdpowiedzUsuń