A właśnie, ze tak! Mam taki czas ostatnio, iż mogę robić to na co nie miałam czasu i siły robić jeszcze do niedawna. Oczywiście, nie ma tak różowo, ponieważ pojawił się inny problemik jakby tu w dobie zmieścić wszystkie rzeczy, które chciałoby się porobić … czyli od przybytku głowa boli parafrazując słowa naszych babć. Ale ja się nieźle bawię, kiedy dzielę sobie czas tylko na rzeczy które sprawiają mi przyjemność i nic nie muszę, i kiedy okazuje się że to czy tamto leży odłogiem bo ja akurat pochłonęłam się projektowaniem i szyciem (nieudolnym) nowej lalki :) to wcale mnie to nie denerwuje hi hi bo wiem że będę miała na wszystko czas. Tak więc czasem sytuacje nieciekawe – choróbsko – zmuszające nas do zatrzymania się (w moim przypadku dłuższego urlopu) daje również wiele innych boskich możliwości… więc wbrew wszystkiemu jest dobrze!!
Dzięki temu że jestem wypoczęta mam też chęć częściej bywać w kuchni i coś upitrasić. Ostatnio doszłam do wniosku, że w poprzednim wcieleniu musiałam być kucharzem, ponieważ mam pewne „odruchy” czy też zachowania związane z tworzeniem potrawy zupełnie mi niezrozumiałe – nie wiem skąd ja to wiem – a dania wychodzą wyśmienite : ). Dodam, że na przekór różnym trendom używam tylko podstawowych przypraw – sól i pieprz i świeży czosnek, bardzo rzadko zdarza mi się wegeta, sos sojowy czy cebulka w kostce.
I tak w ostatnim tygodniu była sałatka krewetkowa, w skład której weszły następujące składniki (dawkowanie składników w zależności od gustu i potrzeb): makaron ryżowy (ten takie biało przeźroczysty, którego się nie gotuje tylko zalewa gorącą wodą), krewetki (ja po sparzeniu krewetek wrzucam je na patelnię przy niewielkiej ilości oliwy z oliwek i zasypuję albo wegetą,a albo jeśli takowej nie ma jak u mnie ostatnio to kostką pokruszoną cebulkową i pietruszkową knora i do tego solę i pieprzę, krewetki robią się chwila moment – jak zaczynają za mocno przywierać do patelni znaczy że im starczy), cebula pokrojona w kostkę (ja ze względu na swój delikatny żołądek ostatnio używam tylko i wyłącznie cebuli białej inaczej zwanej u mnie w sklepie cukrową – jest delikatniejsza), jajka na twardo, majonez. (myślę że ogórek kiszony w drobną kostkę też by nie pogardził takim towarzystwem ale akurat wyszedł gdzieś z lodówki więc się nie załapał).
Inne danie którym chciałam się pochwalić to roladki. W oryginale powinny być robione z karkówki (fuj), ja robię z piersi kurczaka, ale uważam ze schabu też by nieźle się komponowały. A roladki w środku mają podsmażoną kapustę kiszoną (ja nie zmywam jej bo lubię jak ma trochę kwaskawości) jak już zmięknie trochę na końcówkę smażenia dodaje śliwek kalifornijskich pokrojonych na połówki i tak się to jeszcze dusi jakiś czas. Kapustę podlewam wodą i oliwą z oliwek. Jeśli chodzi o przyprawy to solę i pieprzę jedynie piersi. Długość pieczenia zależy od mięcha, ja pod przykrywką piekę aż do całkowitego ścięcia się piersi potem jeszcze na 10-15 minut odkrywam żeby od góry się zarumieniły deko. A jak wszystko ułożyć w naczyniu widać na zdjęciu. Niestety nie spociłam dania gotowego, bo byłyśmy z Jolą już tak głodne że nie czas był myśleć o zdjęciach a o napełnieniu brzuchów :).
Jeśli chodzi o robótki to szyję, Krzysia – kochana kobieta mówię Wam – nauczyła mnie szyć metodą PP pokazaną przez koroneczkę i przynajmniej przy nauczycielce kumałam o co chodzi, zobaczymy czy po kilkudniowej przerwie nadal tak dobrze będę kumać hi hi. Na razie nie pokażę efektów bo … nie pokażę ;).
Uszyłam natomiast podusię na igły, zainspirowana wieloma blogami. Kwiatek spotykany do różnych zastosowań wzbudził moją sympatię od pierwszego wrażenia, nie wiedziałam za bardzo jak się go robi więc intuicyjnie odrysowałam od kubka okrąg zszyłam, ściągnęłam nitkami, potem poprawiłam wstążką i doszyłam koraliki, efektem jestem zauroczona i jest moją miłością – bo to jakby pierwsze skończone szyciowe dziełko. Przy okazji wygrzebałam swoje zapasy tasiemek – dostane od przeuroczej koleżanki (producentki staników), która ze swojej szwalni wyciągnęłam kilka takich ładnych kolorów. Oraz pudełko z koralikami (kiedyś przy okazji sfoce je lepiej), koraliki zakupione kilka lat temu specjalnie pod frywolitkę (oczka tych koralików są dosyć duże i przechodzi przez nie najcieńsze szydełko z nitką (najczęściej przechodzi)), a że frywolitka czeka na swoją kolejkę to mogę powykorzystywać ich trochę do szycia :).
M.
Dzięki temu że jestem wypoczęta mam też chęć częściej bywać w kuchni i coś upitrasić. Ostatnio doszłam do wniosku, że w poprzednim wcieleniu musiałam być kucharzem, ponieważ mam pewne „odruchy” czy też zachowania związane z tworzeniem potrawy zupełnie mi niezrozumiałe – nie wiem skąd ja to wiem – a dania wychodzą wyśmienite : ). Dodam, że na przekór różnym trendom używam tylko podstawowych przypraw – sól i pieprz i świeży czosnek, bardzo rzadko zdarza mi się wegeta, sos sojowy czy cebulka w kostce.
I tak w ostatnim tygodniu była sałatka krewetkowa, w skład której weszły następujące składniki (dawkowanie składników w zależności od gustu i potrzeb): makaron ryżowy (ten takie biało przeźroczysty, którego się nie gotuje tylko zalewa gorącą wodą), krewetki (ja po sparzeniu krewetek wrzucam je na patelnię przy niewielkiej ilości oliwy z oliwek i zasypuję albo wegetą,a albo jeśli takowej nie ma jak u mnie ostatnio to kostką pokruszoną cebulkową i pietruszkową knora i do tego solę i pieprzę, krewetki robią się chwila moment – jak zaczynają za mocno przywierać do patelni znaczy że im starczy), cebula pokrojona w kostkę (ja ze względu na swój delikatny żołądek ostatnio używam tylko i wyłącznie cebuli białej inaczej zwanej u mnie w sklepie cukrową – jest delikatniejsza), jajka na twardo, majonez. (myślę że ogórek kiszony w drobną kostkę też by nie pogardził takim towarzystwem ale akurat wyszedł gdzieś z lodówki więc się nie załapał).
Inne danie którym chciałam się pochwalić to roladki. W oryginale powinny być robione z karkówki (fuj), ja robię z piersi kurczaka, ale uważam ze schabu też by nieźle się komponowały. A roladki w środku mają podsmażoną kapustę kiszoną (ja nie zmywam jej bo lubię jak ma trochę kwaskawości) jak już zmięknie trochę na końcówkę smażenia dodaje śliwek kalifornijskich pokrojonych na połówki i tak się to jeszcze dusi jakiś czas. Kapustę podlewam wodą i oliwą z oliwek. Jeśli chodzi o przyprawy to solę i pieprzę jedynie piersi. Długość pieczenia zależy od mięcha, ja pod przykrywką piekę aż do całkowitego ścięcia się piersi potem jeszcze na 10-15 minut odkrywam żeby od góry się zarumieniły deko. A jak wszystko ułożyć w naczyniu widać na zdjęciu. Niestety nie spociłam dania gotowego, bo byłyśmy z Jolą już tak głodne że nie czas był myśleć o zdjęciach a o napełnieniu brzuchów :).
Jeśli chodzi o robótki to szyję, Krzysia – kochana kobieta mówię Wam – nauczyła mnie szyć metodą PP pokazaną przez koroneczkę i przynajmniej przy nauczycielce kumałam o co chodzi, zobaczymy czy po kilkudniowej przerwie nadal tak dobrze będę kumać hi hi. Na razie nie pokażę efektów bo … nie pokażę ;).
Uszyłam natomiast podusię na igły, zainspirowana wieloma blogami. Kwiatek spotykany do różnych zastosowań wzbudził moją sympatię od pierwszego wrażenia, nie wiedziałam za bardzo jak się go robi więc intuicyjnie odrysowałam od kubka okrąg zszyłam, ściągnęłam nitkami, potem poprawiłam wstążką i doszyłam koraliki, efektem jestem zauroczona i jest moją miłością – bo to jakby pierwsze skończone szyciowe dziełko. Przy okazji wygrzebałam swoje zapasy tasiemek – dostane od przeuroczej koleżanki (producentki staników), która ze swojej szwalni wyciągnęłam kilka takich ładnych kolorów. Oraz pudełko z koralikami (kiedyś przy okazji sfoce je lepiej), koraliki zakupione kilka lat temu specjalnie pod frywolitkę (oczka tych koralików są dosyć duże i przechodzi przez nie najcieńsze szydełko z nitką (najczęściej przechodzi)), a że frywolitka czeka na swoją kolejkę to mogę powykorzystywać ich trochę do szycia :).
M.
Ależ się kulinarnie zrobiło.
OdpowiedzUsuńTe krewetki to chyba spróbuję... bo my lubimy owoce morza.
Choroby nie zazdroszczę, ale tej laby tak! I to baaarrrrdzo!!
OdpowiedzUsuńMnie się właśnie skończyły ferie i oczywiście połowy tego, co miałam zaplanowane nie zrobiłam :-((
A do wakacji jeszcze tak daleeeko!!
No i z tej zazdrości zapomniałam napisać, że igielnik ogromnie mi się podoba :-)
OdpowiedzUsuńPrzepisy fajne, szczególnie na roladki, bo z krewetkami to ja się jakoś mijam ;-)
Ata do tej krewetkowej zamiast krewetek można paluszki krabowe wrzucić też nieźle idą :)
OdpowiedzUsuńpo przeczytaniu wszystkiego zrobiłam się głodna ... a już na jedzenie raczej za późno ... mam nadzieję że niebawem zaprosisz mnie na pyszny krewetkowy obiadek :)
OdpowiedzUsuńa co do igielnika ... jestem z Ciebie dumna :) wygląda bosko !!
Igielnik i pierwsze próby PP można Magdzie z czystym sercem zaliczyć na 5.
OdpowiedzUsuńCo do roladek ze schabu to potwierdzam, Magda mi to danie kiedyś 'opowiedziała' i zaadaptowałam je do własnych upodobań- raczej moich facetów, bo ja jem prawie wszystko ;) Robię je z dwóch rodzajów mięsa - schabu i karkówki, każdy sam wybiera co lubi.
Kapustę (dużą ilość) duszę w dużym super garnku bez żadnego tłuszczu, nie dodaję też śliwek, bo nie komponują się z kapustą - to nie ja powiedziałam.
Tak bardzo roladki smakowały, że mój mąż po obiedzie powiedział, że potrzebna jest mi pracownia na moje pasje, pewnie zaraz potem tego żałował, ale ja mam świadków :))))
A krewetki bardzo lubię, niestety tylko ja więc rzadko pojawiają się w moim domu, paluszki krabowe jakby mniej.
Ale pyszności serwujesz! Ja tę sałatkę podpatrzę:))
OdpowiedzUsuńZdrówka, zdrówka życzę!
Dzięki blogowi Jolinki trafiłam na Twoje podwórko. Tez białostockie. :) Pozdrawiam serdecznie i pozwolę się tu zatrzymać na stałe :*
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie i zapraszam do rozgoszczenia się :)
OdpowiedzUsuńJa chcę tylko powiedzieć, że igielnik macałam i jest bardzo fajny. Ma już powbijane kolorowe igiełki i wisi na widocznym miejscu ciesząc oczy :)
OdpowiedzUsuńA filety kurze z kapustą i śliwkami były tak pyszne, że poprosiłam o dokładkę, a potem siedziałam z dużym brzuchem do góry. Były MNIAMUŚNE :p
Ja to nie mogę do Ciebie przychodzić, bo za każdym razem poziomki mnie na wstępie o slinotok przyprawiają, a dziś do tego jeszcze i inne pyszności! Tak nie można, ja jestem z tych , co to zawsze jedzą i są głodni! Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i dalszego urlopu już bez choroby:)))
OdpowiedzUsuńno prosze jaki ten swiat maly, od niedawna bloguje i znajduje. Ach, co ja jadam ze do rymu gadam ? napewno nie krewetki, wszystko bardzo apetycznie wyglada ale raczej nie, dziekuje.
OdpowiedzUsuńa tak nawiasem, to wpadne tu czesciej, mozesz mnie tez odwiedzic, tym bardziej ze obce sobie nie jestesmy, oj nie.
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze troche pobuszuje po Twoim blogu.
No, no ! ;) Nareszcie spotkanko ! ;)
OdpowiedzUsuńPiszę się !
W razie czego podrzucam e-maila (Pemo9066@onet.eu)Się dostosuję :)
Witam serdecznie:-)Bardzo przyjemna strona...Naprawdę można się zrelaksować...Miło spędzić czas.Idę dalej czytać,zwiedzać blog...Pozdrawiam...*Matylda*
OdpowiedzUsuńMatyldo - super że Ci się u mnie dobrze spędza czas - to miód na moje serce i zapraszam częściej :)
OdpowiedzUsuń