Nie ma jak wrócić do dziecięcych lat (czy to przypadkiem nie słowa piosenki?) i dać się ponieść szaleństwom od tak po prostu ale też żeby dać sobie i znajomym masę radości i powodów do śmiechu. Z okazji pewnego jubileuszu mojej koleżanki postanowiliśmy zaszaleć uprawiając nic innego jak malowanki – które jak najbardziej robótkami ręcznymi były. Najpierw zajęłam się moim mężem, który zażyczył sobie być clownem – no i był.
Potem pomogłam koledze stać się jokerem, ubaw przy wszystkich tych malowankach był naprawdę przedni.
Już kilka dni wcześniej na youtubie oglądałam filmiki jak malować twarze i wydawało się to takie proste – taaaakkk a w rzeczywistości wcale nie było tak prosto namalować sobie pięknego motyla – przede wszystkim dlatego, że farby którymi dysponowałyśmy były badziewie w porównaniu do tych które prezentowano na filmikach, ale to wcale nie przeszkadzało w dobrej zabawie. Najpierw zaczęłam sama próbować namalować jakiegoś motyla, ale średnio mi szło i za poprawki zabrała się specjalistka – artystka malarka, która szast prast upasła na mej facjacie piękny okaz – wręcz królewski hi hi. I tak oprócz clowna, jokera, motyla, byli też: Afrykanka, czarna plama, Czesio, kotek czy inny zwierzak i jeszcze jeden bliżej niezidentyfikowana groźna komiksowa twarz.
W takim stanie fizycznym i psychicznym hi hi wybraliśmy się na lodowisko, żeby sobie inni też na nas popatrzyli – wzbudzaliśmy zainteresowanie, czasem bezpośredni opad szczeny, czasami ukrywane i że niby się na nas nie gapią, były pytania czy my aby nie z cyrku się urwaliśmy, i gdzie można się tak pomalować. Jednym słowem było zarombiście o!!. (przy okazji na zdjęciu dzisiaj z pomocą mojego kochanego męża nauczyłam się nowego efektu w PS)
Potem pomogłam koledze stać się jokerem, ubaw przy wszystkich tych malowankach był naprawdę przedni.
Już kilka dni wcześniej na youtubie oglądałam filmiki jak malować twarze i wydawało się to takie proste – taaaakkk a w rzeczywistości wcale nie było tak prosto namalować sobie pięknego motyla – przede wszystkim dlatego, że farby którymi dysponowałyśmy były badziewie w porównaniu do tych które prezentowano na filmikach, ale to wcale nie przeszkadzało w dobrej zabawie. Najpierw zaczęłam sama próbować namalować jakiegoś motyla, ale średnio mi szło i za poprawki zabrała się specjalistka – artystka malarka, która szast prast upasła na mej facjacie piękny okaz – wręcz królewski hi hi. I tak oprócz clowna, jokera, motyla, byli też: Afrykanka, czarna plama, Czesio, kotek czy inny zwierzak i jeszcze jeden bliżej niezidentyfikowana groźna komiksowa twarz.
W takim stanie fizycznym i psychicznym hi hi wybraliśmy się na lodowisko, żeby sobie inni też na nas popatrzyli – wzbudzaliśmy zainteresowanie, czasem bezpośredni opad szczeny, czasami ukrywane i że niby się na nas nie gapią, były pytania czy my aby nie z cyrku się urwaliśmy, i gdzie można się tak pomalować. Jednym słowem było zarombiście o!!. (przy okazji na zdjęciu dzisiaj z pomocą mojego kochanego męża nauczyłam się nowego efektu w PS)
Robótkowego nie robię nic, bo siły fizycznej nie mam ostatnio po powrocie z pracy zbyt wiele, ale za to planów na to co zrobię od następnego tygodnia mam taki - jak stąd do Ciebie przynajmniej. Będę robótkować, czytać, podróżować i odchamiać się teatralnie.
Mela zasypała mnie myszorami RR, mam jeszcze koty na tamborku, wzór do wyszycia dostany od Kasi a który to obrazek całkiem niedawno Ta popełniła, no i oczywiście nowy needlepoint.
M.
Aż radocha znowu bierze, jak sobie przypominam nasze harce....mmmmm. Wspomnieniom nie dość :)
OdpowiedzUsuńniesamowite jak mozna zmieniac przy tym wyraz twarzy :)
OdpowiedzUsuńCudowni jesteście!!!! Jak pięknie potraficie się bawić!!!!
OdpowiedzUsuńMagdaaaaa !!! nigdy bym nie pomyślała, że Ty, taka sierożna pani psorka, jesteś zdolna do takich harców :)))
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co zażyliście wcześniej - różowe? zółte? a może jakiś syropek :))))))))
a to akurat towarzystwo bezprocentowe i niehalucynogenne :) My tak całe życie potrafimy o "suchym pysku" bawić :)
OdpowiedzUsuńO Rety! Ale fajnie!!
OdpowiedzUsuńI co oszukujesz?? Przecież pokazujesz robótki ręczne! Te malunki na twarzach to niby co? Nalepki??
No pewnie że robótki ręczne przecież tak też pisałam :)
OdpowiedzUsuńRobótkowego nie robię nic, Hmmmmmm...
OdpowiedzUsuńO tym pisałam ;-)
No masz rację walę czołem o podłogę z przeprosinami :)
OdpowiedzUsuńWeź nie wal, bo dziur se narobisz - w podłożu ;-)
OdpowiedzUsuńAleż się fantastycznie bawiliście! Gratuluję pomysłowości i ciekawej realizacji! A pomysł aby wyjść na lodowisko bardzo odważny - szczerze podziwiam, bo ja musiałabym jednak chyba coś chlapnąć dla kurażu wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńZabawa przednia! Nie ma co!
OdpowiedzUsuńA to lodowisko to przy Ratuszu?
Nie Kasiu to lodowisko to to na Zwierzyńcu. To miejskie przy ratuszu jest małe i do bani - znaczy z dużymi dziurami i fulową ludzi.
OdpowiedzUsuńZdjęcia rewelacyjne :) normlanie płakałam jak je pierwszy raz oglądałam :)
OdpowiedzUsuńmój E. powiedział że pewnie przed wypadem na miasto wciągaliście coś białego hehe
Ale fajnie :) Szaleństwo na łyżwach i bez trzymanki :)) Twój mąż i inne osoby macie takie super miny, że jak będzie mi smutno to zajrzę sobie tutaj i na pewno zrobi mi się weselej :D
OdpowiedzUsuńTo musiał być wspaniały jubileusz!!
zdolna bestia z Ciebie ;-)
OdpowiedzUsuńnieźle :)
OdpowiedzUsuń