14 listopada 2009

… ryczące książki …

Zdarzają się takie filmy, zdarzają się takie książki w czasie których płaczę jak bóbr (skąd w ogóle takie powiedzenie? – już wiem – „Myśliwi twierdzili, że bóbr zabijany lub ścigany płacze, i stąd powstało przysłowie: „płakać jak bóbr rzewnie”). Częściej zdarza się to przy książce niż przy filmie ponieważ te ostatnie to częściej słucham z robótką w dłoni niż oglądam, a jednak to skupienie i wciągnięcie się w akcje powoduje wzruszenie. Dlaczego o tym piszę – bo dzisiejszej nocy tak między 2 a 3 kończyłam czytać książkę przy której łzy leciały ciurkiem, a że słabiutka jestem emocjonalnie to jeszcze bardziej natężyło to potok łez i łkanie.
Książka, o której mowa to „Intruz” Stephenie Meyer – to ta autorka od sagi wampirze (która zresztą też bardzo mi się podobała). Do książki podchodziłam jak do jeża (jejku jakie zwierzęce powiedzenia mi się sypią) bo z okładki dowiedziałam się, że jest to książka sf – a ten gatunek absolutnie do mnie nie przemawiał (choć wampiry to zasadniczo mało realistyczne też są). I tak kilka miesięcy minęło, aż kumpela która sf też nie czyta zachęciła mi, iż te nieziemskie elementy są strawialne bardzo a poza tym bardzo warto przeczytać. No i zaczęłam czytać – oczywiście jako jedną z kilku książek w tym samym czasie – i zaczęło wciągać i zaczęło ciekawić i pochłonęło, i poruszyło i rozemocjonowało i rozpłakało. Książka bardzo fajnie napisana – autorka ma dar tworzenia fabuły, używa takiego języka, że czytelnik zapomina że przesuwa się po literkach, ja miałam wrażenia zarówno przy wampirach jak i przy Intruzie że po prostu jestem w tym świecie. Może nie jest to wysokich lotów literatura, ale nie można w życiu robić tyle haj lajf rzeczy. Poza tym tak jak Meyer pisze o miłości – ehhh mówię Wam – ryczałam.
Podobne wspomnienia mam – takie ryczące i piękne – z czytania „Jeźdźca Miedzianego” Paulliny Simons. Piękna historia dwojga młodych ludzi osadzona w Leningradzie w czasie II wojny światowej. Było podobnie jak przy Intruzie – końcówka książki – nie chciało mi się odkładać – czas w noc leciał a ja się zaczytywałam – i w środku nocy nagle zaczynałam płakać. Przy Jeźdźcu małżonek mój zbudził się zdenerwowany dlaczego ja tak płaczę … . Niesamowite.
Wspomnę tylko jeszcze, że są książki w czasie których płaczę ze śmiechu – przychodzą mi do głowy książki Marcina Szczygielskiego, a taka rochichana byłam zwłaszcza przy „PL-boy – czyli dziewięć i pół tygodnia z życia pewnej redakcji” i „Wiośnie PL-boya”. Te i pozostałe książki Szczygielskiego – zarombiste – polecam!!

A na koniec trochę krzyżykowo – bo dawno nie było o tej mojej miłości (że nie wspomnę że o dwóch innych miłościach nie było tu jeszcze wcale – olaboga – czyli o frywolitce i pergaminarcie). Skończyłam RR myszę majową, mam nawet zaczętą już czerwcową – jestem strasznie do tyłu z tymi robótkami – no ale człowiek nie jest w sanie przewidzieć rok wcześniej jak mu się życie ułoży i potoczy, to jest minus tego typu dłuuugoterminowych zabaw. No ale ruszyło się i do przodu lecimy. Myszy wyszywa się dosyć szybo – tylko 14 kolorów niegroźne back stitche więc przeżyjemy!
M.

8 komentarzy:

  1. Magda, chyba mamy podobne "klimaty" książkowe :)
    Ja też czasem ryczę czytając -monż się zawsze puka w czoło, no bo nad czym się tak wzruszać jak to fikcja literacka :)

    O pergamono pisz dużo i w szczegółach - to jest coś czego baaaaardzo bym chciała się nauczyć, jednak jakoś nie umie się do tego zabrać z żadnej strony :)

    Mysz cudna :) Już u egunii na blogu pisałam, że bardzo mi się podoba zabawa tego typu, tylko boję się, że nie dam rady aż tak się zmobilizować:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja unikam ryczących książek jak ognia! Dobrze, że w pewnym sensie mnie tym wpisem "ostrzegłaś" ;-)
    Myszy ogromnie mi się podobają :-)
    Pokazuj pergamano, bo ja się już z nim rozstałam na dobre, ale chętnie oglądam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ata kurde - przecież to nie są książki gdzie sie ciągle ryczy tylko pod koniec trochę więc się nie zniechętacaj - naprawdę są fajne. A te od ryczenia ze śmiechu polecam stanowczo i chyba na swoją deprechę własnie do nich wrócę - musze je tylko wyszarpać spowrotem od koleżanki.
    Pergamano to u mnie kurzem i patyną zaszło niestety - ciągnąca się ponad rok - niewytłumaczalna kontuzja prawego nadgarstka - ale o tej historii napisze jeszcze :)
    Dzięki że jesteście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak nie lubię ryczeć przy czytaniu! Poduszka mi przemięka! Ło!
    Jak chcę się zeschizować, to se czytam Wiśniewskiego.

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, więc ryczenie mam jak w banku chińskim, bo Intruz jest teraz pierwszy w kolejce :) No co tam, trochę sobie popłaczę, chociaż to nie są częste książki u mnie. Na odstresowanie czytam Joannę Chmielewską - uwielbiam jej poczucie humoru!

    OdpowiedzUsuń
  6. No i masz, zapomniałam napisać o myszce, że ma fajne rzęsy i minkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ooo jest i Dudzikowa myszka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Te myszy, a raczej ich powstawanie śledzę na multi. Wychodzą Wam cudnie. Ale masz rację pisząc o życiu, że czasami tak zakręci, że nie da rady :)))

    OdpowiedzUsuń