8 lutego 2015

... ratunku piksele widzę ...

... no dobra, żartowałam miało być że widzę mozaikę :)

A zaczęło się od dywanu, tak tak, dywanu z niemieckiej strony który stał się inspiracją do powstania nowego patchworka - tym razem koca. Sytuacja była o tyle inna, niż dotychczas, że miałam szyć potwora na obcej ziemi, na obcej maszynie- olaboga. Strach był, bo czy umiem szyć na innej niż swoja maszyna, czy będę miała wszystko na miejscu co mi będzie w danym momencie potrzebne (wiecie przywiązanie do swojego kącika w którym mam prawie wszystko co mi potrzeba w danym momencie). No ale strachy na lachy, trzeba było się po prostu dobrze przygotować do wyjazdu i szycia.
Do rzeczy.
Szmatki w brązach w większości posiadałam po szyciu słoneczkowej narzuty. Trochę dokupiłam zwłaszcza jasnych - białych, beżowych solidów. I zaczęło się krojenie. Ja zdecydowałam się, że będę wycinała kwadraty o wymiarach 7 cm na 7 cm, tak żeby po zszyciu wyszły 5 na 5 cm. W związku z tym, że to miał być koc założyłam centymetrowe szwy coby się za szybko nie rozeszły przy intensywnym używaniu.
Koc mierzył 150 na 200 cm, tak więc szybko rachując potrzebne było około 1200 kawałków - tyle właśnie wycięłam kwadratów. 


I te 1200 kawałków pojechało z mną prawie 1200 kilometrów do Bremen.
Szyłam ile się dało i kiedy się dało, śmiejąc się że przyjechałam na roboty do Niemiec. Ale że ja to uwielbiam to były super roboty. Chociaż jest małe ale, za prosto było, nie było kombinowania i myślenia co i jak.
Kwadraty były ułożone dosyć przypadkowo rzędami, ale tak żeby wyszła gradacja od najciemniejszego do najjaśniejszego.
Najpierw zszywałam rzędy numerowałam je, żeby mi się to wszystko nie pomieszało, zwłaszcza, że warunki były takie że stół dzielony był między maszynę a posiłki więc przekładało się w tę i z powrotem.


Szyłam szyłam i po jakichś 10 dniach uszyłam - uff - górę.


Przyszła teraz kolej na pikowanie, w związku z tym że to koc, to tylko cieniutka ocieplina i lecimy z szaleństwo wzdłuż szwów z każdej strony - tak było w pierwowzorze dywanowym, tak i było w moim patchworku. I poszło na to masę nici. Zresztą ten wytwór był wyjątkowo nitkożerny a i materiałożerny również.
Pikowanie, jak już wcześniej wspominałam to niezły fitness - taki średnio ciężki. Dopiero potem zaczął się hardkor, jak dołączyłam koc.



Koc było bardzo ciężki, a dołączywszy do tego dosyć ciężki patchwork wyszło naprawdę sporo ważące zjawisko maszynowe. Miałam zakwasy.
Tu jeszcze kilka szczegółów:


Skończyłam dosłownie dzień przed wyjazdem do domu - super się cieszę, że się udało zrealizować tenże projekt.
Koc jest był prezentem dla mojej szwagierki :)






I tak oto kolejna duża praca za mną :) Jestem z siebie dumna!

A na koniec i ku pamięci świetna "rzeźba" stojąca w oknie jednej z galerii, gdzieś na starym mieście Bremen.


M.

26 komentarzy:

  1. kiedy tak to opisujesz, wszystko wydaje się być łatwe, lekkie i przyjemne, może nieco ciężkawe w końcówce, ale i tak frywolnie proste. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Koc - cud malyna!
    Pozdrawiam zachwycona!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super potworek! Widać, że bardzo pracochłonny . Kolory kapitalne - aż się chce kawy napić . Najlepiej z ubitym mleczkiem- mniam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Również jestem z Ciebie dumna :) Wspaniała robota! Koncepcją przypomina nieco needlepointową Novą :) I OMG: 1200 kawałeczków!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały !!! A szwagierka musi być wyjątkowa babka skoro coś taki pięknego jej uszyłaś!

    OdpowiedzUsuń
  5. Misterna robota, a efekt wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fantastyczny "koc". Podziwiam szczerze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. piękny! kupa roboty za Tobą, ale opłacało się poświęcić, bo wyszedł pięknie! gratuluję tempa i efektu! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudo, w pełni uzasadniona satysfakcja. Bardzo zjawiskowy :)

    OdpowiedzUsuń
  9. niesamowity ogrom pracy i cudowny efekt! te kwadraciki wyglądaja cudownie!

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja właśnie miałam pytać... widziałam, że zabrałaś się za niebieskości, więc intrygowało mnie co z tymi brązami. A tu, proszę! Gotowe! I to jakie piękne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow !!!!! Ależ się napracowałaś, podziwiam Cię ogromnie, koc wyszedł fantastycznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Efekt powalający, to nic, że zakwasy dokuczają. :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Magda, podziwiam całe przedsięwzięcie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Fantastyczny koc! Piękne kolory :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow! Ale ogrom kwadracików! Ale wyszło wspaniale :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ilość kwadracików kompletnie mnie zdruzgotała... A przy pikowaniu wyglądamy bardzo podobnie: obłęd w oczach, pot na czole i patchwork na ramieniu :-DDD

    OdpowiedzUsuń
  17. Magda jesteś niesamowita! Wspaniały patchwork, a ile przy nim pracy! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Chylę czoła!!! Ogłaszam Cie Mistrzynią patchworku!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Przepięknie wyszedł :) Twoje zdjęcia przy maszynie bezcenne :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Piękny! Takie gradacje kolorów zawsze mnie pociągają, a jak do tej pory nie miałam odwagi, żeby tego typu patchwork uszyć. To jest, wg mnie, tylko pozornie proste... Niby szycie kwadratów, ale osiągnięcie takiego efektu wymaga talentu i oka.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kawal pieknej, ciezkiej roboty..ale jaka satysfakcja???..bravo

    OdpowiedzUsuń
  22. Wspaniały patchwork! Kiedyś też się tak nauczę:)))

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękna gustowna praca! W obcym miejscu się trudniej szyje, dlatego podziw jest jeszcze większy :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Fantastyczny,dlaczego ja tak nie umiem :/

    OdpowiedzUsuń
  25. podziwiam ludzi którzy szyją :) a Twoje prace są rewelacyjne,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń