4 lipca 2015

... kulowa miłość ...

... nie, nie tam nie jest napisane "kulawa miłość" :)
Mam masę zaległości do pokazania z ostatniego półtora roku mojego czau relaksu - dzisiaj słów kilka, a jeszcze więcej zdjęć trzech kul, których zdjęcia znalazłam. Bo kul takich trzasnęłam stanowczo więcej niż 3, ale w porę nie ogarnęłam zdjęć i tak poszły w świat bez fotki.


Kulowa zaraza przeszła na mnie z Jolinki (która bardzo często jest prekursorem moich koralikowych miłości). Jola uszyła kulę i jeszcze nauczyła mnie i kilka jeszcze równie zakażonych jak zrobić ją samodzielnie. Dla wszystkich, które się zakochają zrobiła też tutorial, który jest tutaj.
Pierwsza, moja własna była czerwona, kolor ten jest bliski memu sercu, a i świetnie pasuje do czerni i granatów których w mojej szafie jest sporo. 





Jak każda opleciona przeze mnie kula, i ta była dwustronna - znaczy po jednej stronie wykończona jest inaczej niż po drugiej - wiecie, żeby nudy nie było.


Kolejna, to większy miks kolorystyczny, o wiele mniej klasyczny - zielony, różowy oraz granatowy. Uwielbiam takie połączenia, moim zdaniem fajnie się ze sobą zgrywają i pasują do masy stylizacji (omg słownictwo jak u szafiarek hihi).





Ostatnia tu zaprezentowana, właściwie ku pamięci, bo zdjęcia nie wyszły najlepiej - za co bardzo przepraszam. Kolejna sztuka uszyta dla Marty :)



M.

1 lipca 2015

... twór dziecięcy ...



... pastelowo postanowiłam rozpocząć wakacyjny cykl blogowy, czyli ja często i różnorodnie, i mam nadzieję, że Wy się nie znudzicie a ja wytrwam :)




Z dziecięcymi tworami patchworkowymi miałam już do czynienia wielokrotnie, ten był na zamówienie mojej cioci, która nie skąpi mi rabatów w naszym lokalnym sklepie z materiałami. I muszę przyznać, że szyło mi się tę kołderkę bardzo przyjemnie. Choć ... uszyłam ją jesienią 2014 roku ... tak tak trochę mi zajęło pochwalenie się nią.



Od samego początku plan był taki, żeby kołderka składała się z mniejszych i większych kwadratów. Projekt jest mojego pomysłu, sama też sobie narysowałam wzór do szycia metodą pp. Jak wdać trochę się nacięłam i nazszywałam, ale ja kocham to, kiedy jest dużo elementów hihi.



Kołderka ma wymiary 100 na 135 cm i moim nieskromnym zdaniem wyszła urokliwie. Na tych zdjęciach robionych na zewnątrz widać prawdziwość barw. 
Pod spodem jest cienki beżowy polar, z którym bardzo dobrze się pracowało (być może dlatego, że kołderka nie jest bardzo duża).


M.

24 maja 2015

... literki ...

Literek kilka powstało dawno dawno temu był Eryk:



potem Ernest:


i tu jeszcze jak pierwotnie wisiały literki, z moją siostrzyczką na pierwszym planie :)


a teraz dołączyła Zosia:


Niestety nadal jestem poszukiwaczką dobrej czcionki do szytych literek, i eksperymentuję i cały czas jeszcze to nie jest to co gdzieś tam z tyłu głowy mam. 
Poza tym są problemy z moim blogerem, nie pojawiają się od razu moje posty w liście czytelniczej czy na bocznych kolumnach czy w RRSach i jakoś to mi tak podcina skrzydła i  smutno :(

M.

20 maja 2015

... oceaniczna otchłań ...

... taki tytuł roboczy miał patchwork, nad którym niedawno pracowałam ...

Zamówienie na koc było dosyć konkretne, bo zarówno kolory jak i motyw zostały wybrane przez przyszłą właścicielkę patchworku. Jednak jak to zazwyczaj u mnie bywa, projekt musiał odleżeć swoje, a tym razem to nawet uprasowane i gotowe do pocięcia tkaniny leżały kawał czasu bo od drugiej połowy września 2012 roku kiedy to pisałam o patchgodzinie. Masakra jak ten czas szybko leci.
przykładowe bloki przed pocięciem

przykładowe bloki przed pocięciem
przykładowe bloki przed pocięciem

No ale w końcu nadjeszła wiekopomna chwila i zaczęłam projektować i wyliczać co i jak. I tak patchwork ma 48 kwadratów, które po uszyciu są przecinane na cztery części i ponownie zszywane. Tak, żeby w końcowym efekcie wymiar pasował do wielkości koca - spodniej warstwy - 150 na 200 cm. Każdy z 48 kwadratów był inny materiałowo, było wśród nich 4 rodzaje wzorów (szerokość pasków z których kwadraty powstały). Zużyłam w sumie 1088 paski różnej długości i szerokości.To tyle z matematyki patchworku. No chyba że dodam, iż stworzenie całego koca zajęła około 80 godzin.
wyżej pokazane kwadraty pocięte na 4 części


a po zszyciu wszystkich bloków:



Przyszywanie koca było udręką, i nigdy więcej nie podejmę się podszywania koca na spód patchworku. Jeszcze sobie to wiadomo jak coś się zawinie czy naciągnie to małe piwo wrrrr, nie było łatwo.



No i z górki, tylko około 8 metrów lamówki i juhuuu koniec.


I zadowolona właścicielka oceanicznej otchłani:




p.s. Kolejne dwa projekty już zaczęły się szyć, ale są bardzo długoterminowe więc jeszcze trochę im zajmie :)
M.

12 kwietnia 2015

... dawno dawno temu ...

... zrobiłam kilka biżuteryjek których nie pokazałam tu jeszcze.

Tak więc bez większych dywagacji proszę bardzo:

jako pierwszy naszyjnik jeż, który tak naprawdę powstał dzięki czynnej pomocy Jolinki, bo ja porwałam się z motyka na słońce, a dokładnie z za cienką nitką na za duże koraliki i jeżowa kula ni hu hu nie wychodziła. Wszystko robione jest ciągiem na szydełku, wzór pochodzi chyba z pierwszego numeru Beadingu Polska. Sznur zrobiony jest z 15 toho, a kula jeżowa z takich innych koralików hihi (precyzja dzisiaj moją druga naturą), w kolorze czarno zielono niebieskim - znaczy jeden koralik tak się mieni :).







... cdnn

M.

2 kwietnia 2015

... jestę malarko ...



...  a co nie mogę :) Zawsze marzyłam żeby malować ale kurde w kolejce po uzdolnienia chyba przegapiłam te plastyczne. I cóż pogodziłam się z tym dawno i stałam się odtwórcą - dlatego zawsze krzyżyki, koraliki czy inne takie były robione ze wzorów i schematów a nie tworzone w szale weny twórczej.


Kilka tygodni temu, przeglądając blogi lajfstajlowe wpadł mi w oczy sposób spędzania wolnego czasu z partnerem - malowanie obrazu techniką "malowanie po numerach" i odżyło we mnie pragnienie sprzed wielu lat, kiedy nie dysponowałam jeszcze środkami które mogłabym przeznaczyć na kupienie sobie takiej malowanki poważnej w jednym z plastycznych sklepów w centrum miasta. 

Wtedy często przechodząc obok sklepu wzdychałam do tej techniki. Pomyślałam sobie "mam kasę, czemu nie spróbować" i tak w poszukiwaniach mych trafiłam do mojego ulubionego sklepu u Chińczyków (aliexpress.com - trzeba wyszukiwać painting paint by numbers), a tam do wyboru do koloru tego dobra. Trochę zajęło mi podjęcie decyzji o tym, który obraz chcę namalować jako pierwszy. Padło oczywiście na mojego ulubionego Leonida Aframova. Na zamówienie z dalekiego wschodu czeka się około 3 tygodni.
W związku z tym, że przesyłka jest darmowa obraz, a właściwie wzór obrazu na płótnie, przychodzi bez drewnianej ramy, w zestawie są farby akrylowe oraz 3 pędzelki oraz papierowy, bardzo przydatny wzór). Nabicie płótna na ramę nie jest problemem, wystarczy mieć zszywacz tapicerski i dwie pary rąk :)


Jako, że nie znalazłam nigdzie informacji jak się powinno malować, znaczy czy najpierw jasne czy najpierw ciemne czy jak, to zaprzęgłam intuicje i zaczęłam od czarnego a potem już leciałam jak popadnie, choć biały i następny kremowy malowałam raczej na końcu danego fragmentu. Jak widać zaczęłam od prawego górnego rogu i już teraz wiem że będąc praworęczną powinnam zacząć od lewej strony, żeby nie uwalać się co i rusz farbą naniesioną na płótno.



Farby w zestawie w zupełności wystarcza na obraz, nie trzeba jakoś specjalnie się oszczędzać, choć wiem to już po namalowaniu, bo w trakcie miałam dyga, że nie starczy jakiejś farby. 



Malowałam najmniejszym pędzelkiem z tu widocznych na zdjęciu, czasem zmieniając go na ciut większy.I tak sobie w duchu myślałam, że to prawie jak w wojsku szorowanie łazienki szczoteczką do zębów. 


Nawet sobie nie wyobrażacie jak bosko było realizować swoje stare i gdzieś daleko zakopane marzenie. Bawiłam się przy tym jak dziecko, które po raz pierwszy dostało farby i próbuje coś z nich stworzyć.


Obraz Leonida Afremova, jak większość jego dzieł złożony jest z plam, i tak siedząc z nosem w płótnie widziałam tylko te plamy, skupiając się na tym, żeby znaleźć ten sam numerek jak najwięcej razy za jednym otworzeniem słoiczka z farbą (akryle bardzo szybko schną więc nie wykładałam farb na jakąś paletę). Jak wracałam do swojego centrum dowodzenia - na kanapę nagle ukazywała się na obrazie przestrzeń, perspektywa i zarys konkretnych przedmiotów i to było takie wow na maksa.


Pierwotnie obraz miał pójść do tak zwanej szuflady, ale tak mi i mężowi się podoba, że zawisł sobie w przedpokoju - w jedynym miejscu gdzie mógł być zawieszony tak naprawdę i teraz ze swojej kanapy kiedy tylko mam chęć mogę na niego zerkać.


No i to dopiero początek przygody z tak zwanym moim kolorowankowo - malarstwem. Kolejny obraz już mam w domu, a dwa następne fruną z Chin.

KAŻDY Z NAS MOŻE BYĆ MALARZEM :) (nie tylko pokojowym)

M.

4 marca 2015

... kolejna nowa ...



... ale nie ostatnia, miłość robótkowa. Tak wiem, Chaga zaraz zapyta "A jak tam Biblioteka", tak wiem mam zaczęte masę prac, ale co mi tam ja kocham próbować nowego.

Na haft koralikowy, trafiałam od czasu do czasu gdzieś w sieci, jednak zazwyczaj były to obrazki zupełnie nie w moim guście, a nawet pobliżu moich granic tolerancji estetycznych się nie plasowały. Aż tu nagle i znienacka, twarzoksiażka zaatakowała mnie linkiem do grupy wyszywania koralikami, a przez grupę trafiłam na sprawczynię grupy i trendu wyszywania koralikami - Halinkę. To ona krzewi i propaguję tę technikę. Dzięki jej uprzejmości stałam się posiadaczką kilku fajnych obrazków. 
Pierwszym z nich są kwiatki - Krzysia pewnie będzie wiedziała jak się nazywają. Obrazek, który spodobał mi się ze względu na oryginalność roślinności - wcześniej tych kwiatów we wzorach nie spotkałam. Poza tym kolorystyka jest piękna i wiedziałam, że będzie mi się przyjemnie wyszywać.


Kilka filmików na youtubie koleżanek zza wschodniej granicy i można było przystąpić do dzieła. Wsiąkłam. Zakochałam się, wyszywa się o wiele szybciej ze względu na to, że leci się ciągiem, nie trzeba zmieniać i zakańczać nitek co chwila. 


Jeśli się przestrzega podstawowej zasady, takiej jak i przy krzyżykach, zawsze wyszywamy w tę samą stronę, koraliki ustawiają się równiutko na baczność. 


Przy tej pracy użyte były koraliki Preciosa, które tworzyły zestaw z zadrukowaną tkaniną. Można też nabyć samą tkaninę a koraliki dobrać sobie w swoim zakresie. 


Tu widać w jaki sposób wygląda zadrukowana kanwa:


Cóż ... kolejna technika, którą bardzo polubiłam i mam już małą kolejkę tego co w przyszłości powstanie. I polecam Halinę, która ma coraz większy wybór oferowanych obrazków.



M.