29 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... kolejne dawno dawno temu ...

... no tak jak wspominałam kiedyś mam całą masę rzeczy do pokazania, które wykonałam w przeciągu powiedzmy ostatniego roku. Dzisiaj o wytworze sylwestrowo - noworocznym. Jakoś wchodzi mi w krew szycie w tym zacnym okresie.


Najpierw szukanie pomysłu i inspiracji - gdzie? oczywiście na pintereście (mój jest tutaj) bo to przecież skarbnica pomysłów wszelakich. Tam trafiłam na prace Lorrie, które mnie urzekły.

zdjęcie powchodzi z: http://lorrie.cranor.org/blog/2013/05/01/sine-of-spring/
Zainspirowana tą pracą postanowiłam rozpisać swoją wersję. O matulu ile ja godzin przesiedziałam nad tym rysując, obliczając i kombinując żeby uzyskać podobny efekt, przy moich założeniach. I poddałam się, nie mogłam ogarnąć swoim rozumkiem jak to ma być żeby wyszło. W końcu zdałam się na męski, ścisły umysł mojego męża. I powstało kilka projektów, a jeden ostatecznie przełożony został na materiał.


Wszystko miałam rozpisane, każdy pasek ponumerowany, każdy kolor materiału oznaczony literką.


Cięcie zajęło jakieś dwa dni, z tego co moja dobra ale krótka pamięć ogarnia. 
Jest 50 wersów, 49 złożonych z 5 kawałków, 1 z 4 kawałków (chyba hihi) czyli w sumie jest 249 kawałków 12 różnych materiałów. Więc trochę się nacięłam no nie :)




Pocięte i odpowiednio poukładane zaczęłam zszywać i rozprasowywać. W sumie cały ten proceder zszywania zajął mi wieczór sylwestrowy właśnie.



Popełniłam tylko jeden błąd w ułożeniu, który na szczęście bardzo intensywnie rzucił się w oczy przy próbie kolejnych fotek.


Szybka poprawka i można było zacząć świętować nowy rok! jupii

współtwórca dzieła i wierny fan


Pikowanie było właściwie nieobecne, bo przepikowałam dosłownie wzdłuż dwóch fal. Na spód poszły dwa zszyte po środku koce polarowe włochate - boszeee jak ciężko się po nich szyje . W między czasie kiedy kanapkowałam wpadłam na pomysł, aby nie wszywać zwykłej lamówki a z naddatku koca lamówkę zrobić :) Dzięki temu końcówki koca są tak samo miękkie jak spód.

I tak powstał koc przytulak, który trafił do Marty, a w miedzy czasie został zaanektowany prze Olę. Ale jest plan odciągnięcia uwagi młodej damy innym, nowym kocem patchworkowym, żeby mama mogła korzystać z fioletowego cudaka.




M.

25 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... jakiś czas temu ...

... ten wpis to raczej wpis z cyklu: dawno, dawno temu, ponieważ naszyjnik dzisiaj prezentowany według wszelkich ustaleń powstał pod koniec ubiegłego roku. 


Powstał z potrzeb wielu, bo oprócz tego, że lubię mieć zawsze w torbie jakiś sznur do dziergania, jakby trzeba było przeżyć kolejkę u lekarza, czy posiedzenie rady pedagogicznej. Inna zgoła przyziemna potrzeba (choć potrzebą przyszyjną lepiej byłoby to nazwać) to posiadania naszyjnika pasującego do wszystkiego, albo rozweselającego ciemne stylówki. 


Darmowych wzorów w sieci na pęczki, jednak takiego co mi chodził po głowie nie znalazłam, więc go sobie narysowałam ot co. Zmiksowałam tutaj dwa rodzaje koralików - czarne i aluminiowe to Toho 11, natomiast kolorowe to mieszanka szklanych koralików Preciosa.


Na zbliżeniach widać, że kolorowe są nierówne i ciut większe niż toho.


M.

23 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... maziaje ...

... tak oczywiście wczoraj skończyłam zacne ostatnie trzydzieści lat, a niektórzy pewnie mają wątpliwości co to poziomu mojego stanu emocjonalnego widząc, że uprawiam również kolorowanki. Ale ja mam to zasadniczo w dupie i od dłuższego czasu uczę się, że moim życiem nie rządzi hasło "co sobie ludzie pomyślą". Tak więc koloruję po dorosłemu.
Kolorowanki na razie właściwie bardziej kolekcjonuję niż je maluję, ale na wszystko przyjdzie odpowiedni czas. Ostatnio wpadła mi w ręce taka, która przypomniała mi moje malowanie po numerach - pamiętacie - tu i tu pokazywałam.


Zaczęłam od motywu zwierzęcego i od cienkopisów i mazaków. Wychodzi tak sobie ale frajda jest i niestandardowy efekt również.


 Tutaj koła oznaczone numerkami, według których koloruje się obrazek.


A już dzisiaj w pięknych okolicznościach przyrody i zachodzącego słonka maziało się mega sympatycznie.


M.

19 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... lato powrotów ...

... tak ... ambitnie postanowiłam sobie skończyć w te wakacje oprócz mozaiki również stary ale jary projekt needlpointowy - NOVA.

Pierwszy raz o tym projekcie napisałam w sierpniu 2010 roku i  na blogu temat przewijał się około roku a potem zamilkłam w tej kwestii. Ramę wsadziłam do szafy żeby się mniej kurzyła i tyle. Potem w którymś momencie (chyba nie uwiecznionym na blogu, albo etykieta nie została odpowiednio dodana - ah ta autorka) miałam zryw i kilka rzędów kwadracików przybyło i znowu było długie długie nic. 
Ale w ubiegłym roku zobaczyłam Novą na żywo u Agnieszki - tutaj pisze o skończonym projekcie. No i przepadłam, internety nie oddają jej uroku wcale ale to wcale. Dopiero ujrzenie jej na żywo, pomacanie uświadamia, ze to się da skończyć i ja swoją skończę jak najszybciej. 
Tu jest dzieło Agi:


Jak możecie zauważyć u mnie "szybko skończyć" to pojęcie względne i szybko miało rok. Ale jestem dobrej myśli i jutro sobie policzę ile dziennie kwadratów muszę wyszyć, żeby skończyć w te wakacje.

Obecnie mam 141 kwadratów czyli mniej więcej 1/3 projektu za sobą. 


A najnowsze to:

O2

O3

O4

O5

O6

O7

I jeszcze kilka fotek - może kiedyś komuś się przyda poglądowo, po powiem Wam, że czasami jestem skołowana jak coś wyszyć, momentami enigmatycznie rozrysowany jest schemat i często sugeruję się fotkami z sieci, żeby się upewnić czy dobrze myślę.



A wszystko to w boskich okolicznościach przyrody, która daje mi możliwość uwieczniania siebie w pięknych momentach:




M.

18 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... zestarzały się ...

... laski zwane dalej lalkami, bo jak można było zauważyć autorka tego bloga bumelowała większość pierwszego półrocza i nie raczyła skrobnąć na bieżąco o tym i owym. No ale było minęło darujmy jej to :)
We wzorach Magic Dolls zakochałam się od pierwszego wrażenia, zauroczyły mnie, choć ja za bardzo nie jestem z tych słodkich laleczkowych ... ale nadarzyła się okazja startować na "najlepszą ciocię na świecie" więc postanowiłam, że 10 może 15 takich lalek wyszyję. Pierwsze założenie było takie, że wyszywam jedną w miesiącu ha ha ha ... taaaa plany planami a życie po swojemu. 

 
Przy okazji pokazuję znowu jak przygotowuję "warsztat pracy" - zawsze kolory mam nawleczone na tekturkę z opisanymi numerami nici i symbolami. Po kanwie marzę mazakami wodnymi dla dzieci, spieralnymi szybko i bezboleśnie.


Pod koniec stycznia zaczęłam pierwszą dyniową, w której zauroczyła mnie malutka torebusia kompatybilna z beretem oraz kiecka w odleciane kwiaty. No i to zestawienie pomarańczowego i turkusowego - no bardzo mi przypadło do gustu muszę przyznać. 


Sen z powiek spędzają kontury w tych wzorach. Są opracowane jakby przez laika, który nigdy w życiu nie próbował ich wyszyć. Dlatego też zwłaszcza przy szaliku i kiecce zastosowałam radosną twórczość własną i konturowałam jak mi się chciało i podobało - a co :)


Tu jeszcze ujęcie z kąpieli - podobał mi się ten widok :)


Wyszywam na aidzie 20 z narysowanymi fabrycznie, spieralnymi kratkami, które kiedyś intensywnie próbowałam wyprać próbując przy okazji zmiękczyć tę kanwę. Bo ze sklepu przychodzi sztywna jak blacha i nie da się na niej normalnie pracować (a notabene są to kawałki tkaniny, na której dawano dawno temu rozpoczęłam obraz Marzenie, ale że jedna nitka wtedy jakoś nie wydawała mi się odpowiednia na tę gęstość materiału zaprzestałam). Przy lalkach używam jednej nitki i jest moim zdaniem ok. 

Kolejną lawendową panienkę zaczęłam w kwietniu (tak tak miała być jedna w miesiącu - ale cóż adhd robótkowe wszystkie plany potrafi zniweczyć). Tutaj dodatkową atrakcją oprócz zabójczych back stitch`y były french knoty, czyli pierdylion supełków jako kwiatów lawendy. Nie muszę chyba dodawać, że położenie i kolor poszczególnych supełków jest również moją inwencją twórczą.


I na zdjęciu wyżej widać jak obrazek nie ma nic w sobie kiedy nie ma morderczych konturów ... 



A cały wpis dlatego, że zaczęłam następną panienkę, tym razem różaną niach niach.

M.

16 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... ludowości ...

... starczy na razie mono kolorystycznych haftów i ludowych motywów :) - skończyłam to co skończyć miałam. Niestety nadal projekt jest top secret więc jedynie etapy związane z rękawem mogę Wam pokazać na razie. Podobno jeszcze na wakacje jest szansa ujawnienia cóż to takiego wraz z efektem końcowym - dziełem wizjonera Przemka :)

Nad drugą częścią haftu, na mankiet trochę się głowiłam bo ni jak mi nie wychodziło tak, żeby mi odpowiadało. Z pomocą w środku nocy przybyła Mirka i jakoś tak wspólnymi siłami rozrysowałyśmy czerwony element, żeby było dobrze i żeby był zbliżony do oryginału na zdjęciu.



Granatowe elementy postanowiłam wyszyć haftem ... nie mam pojęcia jak go nazwać - takim jakimś, żeby wyglądało najbardziej podobnie do tego do czego podobne ma być :) Z ciekawostek każdy ścieg granatowy szyty jest inną grubością (ilością nitek w paśmie). Najbliżej czerwonego 6nitek, zygzak - 3 nitki, kreski pomiędzy 2 nitkami. O tak o żeby trochę przestrzennie było.

Tak prezentują się dwie części haftu razem:



A i już się tworzy rękaw, bo coś czuję, że wspomniany wyżej wizjoner na dupie usiedzieć nie może żeby zobaczyć jak będzie wyglądało to co sobie wydumał - i dobrze - szybciej zobaczymy efekty - juhuuu


M.

14 lipca 2016

[Letni czas relaksu] ... adhd robótkowe ...

... moja mama zawsze mówi "dziecko odpocznij od tych robótek posiedź nic nie robiąc". No ale jak to tak przecież robótkując odpoczywam, fakt, że czasem nerw chwyci z różnych powodów ale zasadniczo odpoczywam. 
Wspominałam ostatnio o mojej chorobie  "zespole niespokojnych rąk", muszę Wam się przyznać, że mam też adhd robótkowe - no nie usiedzę za długo z jednym rodzajem robótki. Jak widać z dwoma rodzajami też nie - bo już krzyżyki i mozaika nie wystarczają do szczęścia - padło też na druty. 
Postanowiłam w końcu uprać długo robiony paris z bambusa - nie mogłam się napatrzeć jak cudnie wyglądał w wodzie hihi


Mam pewne wątpliwości czy będę go nosić, być może pójdzie na sprucie niestety :(


Ale to nic włóczka się przyda. Zostało mi jej z półtora motka więc zaczęłam wspomniany tu sweter/wdzianko podpatrzone u Maknety. Niestety nie ogarniam jak robić bez szwów wiec będzie ze szwem o ile kiedykolwiek będzie. Te druty u mnie to trochę jak mandale sam proces tworzenia mi się bardzo podoba, a potem rozwalam :)


Zaczęłam też przymiarki do parisa z czarnego lace`a. I na razie testuję ścieg, który podpatrzyłam u naszej Małgosi. 

I sama nie wiem czy to fajnie na parisie będzie wyglądało czy nie - ot takie zagwozdki niewprawionej druciary.

M.