17 listopada 2012

... piździonki ...

Mania koralikowa owładnęła mną do reszty, jak nagle się zaczęła tak nagle niestety musiała się skończyć bo nitka się skończyła wrrrr jak ja tego nie lubię, i zanim nie przyjdą nowe mam koralikowy odwyk.
Dzisiaj czas na zaprezentowanie pierścionków. Do tej pory nie nosiłam tejże biżuterii ponieważ moje opuchnięte paluchy niezbyt pięknie prezentowały się ściśnięte metalem. Ale pojawiła się możliwość peyot`owych pierścionków, które mogę zrobić na wymiar i które nie wciskają się w poduszeczki palców.
Oczywiście jak to ze mną bywa od razu na głęboką wodę się rzuciłam i postanowiłam zrobić pierścień, taki jaki ma Jolinka. Jola zrobiła go wg swojego pomysłu, tak więc przy czujnym oku Joli zaczęłam przygodę. Prułam kilkukrotnie, bo choć wydaje się że koralikowanie to mało skupiony sport, to przez gadanie myliłam się i trzeba było poprawiać.
A w związku z tym, że pierścień mogłam robić tylko poza domem to w domu produkowałam "obrączki" najpierw powstała dwukolorowa - letnia wbrew aurze za oknem.


Potem zszyłam dwie z maciupkich 15stek. Mienią się pięknie, dlatego ciężko było je sfocić.
Pierwsza mieni się jak ważka:


Druga jest w kolorach irysa:



A na koniec po kilku godzinach dłubania pierścień Arabelli - jeszcze nie spełnia marzeń ale pracuję nad tym :) Powtórek z rozrywki nie będzie bo jest to dosyć skomplikowana biżuteria no i bardzo strojna więc jeden w kolekcji wystarczy.


A przy okazji koralików zapraszam Was na nowego bloga mojej kumpeli, która zdolną bestią jest w wielu dziedzinach i pewnie jeszcze wieloma swoimi umiejętnościami nas zaskoczy - IwiLandia


Ja Was bardzo przepraszam za jakość zdjęć, ale zrobienie dobrego zdjęcia koralikowym wytworom przerasta moje możliwości manualno - techniczne.

M.