28 października 2012

... będzie mi się śnić po nocach ...

... a co? a no taśmy Modrzejewskiej jak o nich mówię. Ja zbliżam się do końca tego co mam zrobić ja. Przynajmniej trzy osoby w jednym czasie trzaskają te taśmy. Bo jak się okazało w ostatnim poście o połowę zaniżyłam ich ilość - 21m ma ich być. Na zdjęciach taśma to ta w środku - bordowa - dookoła przyszyty jest materiał żeby łatwiej było naciągać na tamborek wszystko. Cóż powiem, że na chwilę obecną nie sprawia mi przyjemności to taśmowanie, ale z drugiej strony cieszę się, że mogę pomóc i przy moim udziale powstanie na pewno małe dzieło sztuki.


Musiałam zrobić sobie ze dwa dni przerwy w tych całych taśmach, a wtedy powstała kolejna płaska peyotowa bransoletka. Pierwsza już dawno skończona, nie ma tylko zapięć, ponieważ te które miałam nadzieję zamontować nie nadają się. Tylko połamałam kilka rzędów koralików zaciskając je (ale już wszystko nareperowane), trzeba będzie nałożyć końcówki na klej a nie na ścisk, do czego pierwotnie zostały wymyślone.



Nowa bransoletka dla odmiany w koła, w związku z tym, że miałam tylko zdjęcie gotowej mono kolorystycznej pracy, to bawiłam się w rozpisywanie sekwencji z prawej i z lewej. Generalnie wyglądało to tak jakbym jakiś szyfr trzaskała [p:zz/zz/pp/cc/ss/pp/cc]. Ale dzięki temu nie dostałam oczopląsu. Przy tej bransoletce musiałam też wejść na wyżyny wyobraźni, jak dla mnie, i dorysować kawałek wzoru - o matko jak mi nie szło. ale na szczęście większość schowa się w zapięciu i nie tak będzie widać.

Przypomnę, że zygzaki są zrobione jeden do jednego koralika, czyli po jednym koraliku się nanizuje na igłę szyjąc. Natomiast koła są robione co dwa koraliki, i co zaobserwowałam - otóż ta jeden na jeden jest bardziej delikatna i gładka, tworzy jakby jedną całość, natomiast przy kołach jest chropowata, jakby koraliki były mocno nierówne (a były nierówne tylko trochę).
Kolory w bransoletkach są przekłamane - za nic nie mogła zrobić zdjęcia bardziej oddającego te barwy i odcienie. Na żywo nie są aż tak kontrastujące i lepiej ze sobą się komponują.
 
W każdym razie to na pewno nie ostatnie moje peyoty, aczkolwiek teraz chce mi się popleść coś innego koralikowego :)

A na koniec jak przyroda potrafi zaskoczyć - w tle zimowo - śnieżne łąki, temperatura oscyluje w okolicach 0 stopni a mnie robiącą zdjęcia przy balkonie podglądał żywy i sprawny komar!

M.

1 października 2012

... kolorowo ...


A ja znowu mam czas pod tytułem "nie wiem gdzie z d... wejść". Robótek rozpoczętych masa, włącznie z wyprasowanymi materiałami na patchwork, a ja co, ja dwie, nie nawet cztery nowe robótki ... taaaa. Ale jedną szybko zaczęłam i szybko skończyłam a druga ma jest już w połowie, więc tak jakby się miała ku końcowi.
Mam ucznia, który jest już projektantem i bierze udział w konkursie na odtworzenie stroju Heleny Modrzejewskiej - będzie szył taką oto suknię. Suknia jak widać jest ozdobiona ażurem. Pomagam mu wyszyć 11 metrów taśmy hardangerowymi ósemkami. Praca żmudna ale jak nie pomóc takiemu zapaleńcowi.
http://www.krakow.travel/przewodnik/z-krakowem-w-biografii/action,get,id,486,title,Helena-Modrzejewska-1840-1909.html
Trzymajcie kciuki - na pewno pochwalę się w imieniu Pawła jego dziełem.

Kilka miesięcy temu, Ania robiąc sama zakupy na ebay`u zaczęła kusić i kusić no i się skusiłam na patchwork. Nie wiem jak to się stało, podejrzewam że nie było opisu produktu, a ja napalałam się na podstawie zdjęcia, bo kupowałam zestaw mini quiltu a kupiłam COŚ. Co zawierało i owszem materiał, ale też zawierało coś styopiano - gąbkowego do czego materiał się wciskało. Tak tak do wykonania mini quiltu nie udało mi się użyć ani maszyny ani nawet igły z nitką. Musiałam jedynie wyciąć poszczególne elementy z załączonych materiałów i umieścić je w odpowiednim miejscu - używałam do tego przyrządu do zaznaczania na materiale miejsc cięcia - czyli takiego plastikowego czegoś co jest widoczne na jednym ze zdjęć.
jest powiedzmy sobie - zadowalający i pewnie w przedpokoju cudo to zawiśnie jak się napatoczy pod rękę gwoździk z młotkiem :)

Marzy mi się dobrze wyposażona pasmanteria, super wyposażona drogeria i tak dalej i tak dalej, marzył mi się sklep z koralikami - i co i jest nasz Jola (Jolinka) taki sklep stacjonarny ma i jak się tam zajdzie to można dostać oczopląsu i ma się ślinotok i od razu wizję niestworzonej ilości rzeczy, które można by było zrobić z tego i tamtego. Problem polega na tym, że w dobrze wyposażonych wyżej wymienionych nie sprzedają wolnego czasu a i w drodze do nich kasy na trawnikach się nie znajduje ... . Ale ja ab-so-lut-nie nie narzekam. Sprawia mi wielką przyjemność powiększanie kolekcji koralikowej a i twory różne przeróżne spod rąk dzięki joli wychodzą. A już jak jest stół i krzesła ... mówię Wam robisz, co trzeba bierzesz z wieszaczka ... więc jakieś minispotkanko koralikowe koniecznie tam trzeba skrzyknąć. Po wakacjach w ww. sklepie pojawiły się koraliki treasure - idealne do peyot`a. Tak więc nabyłam, rozrysowałam wzór i zaczęłam. Mam już prawie połowę więc już z górki do końca. W związku z ceną koralików wybór kolorystyczny jest ograniczony ale kolorowy i prawie tęczowy zygzak wychodzi.

Być może doliczyliście się opowieści o trzech nowych zaczętych robótkach - brawo, bo czwarta to na razie sfera tajemnicy. Ale jak skończę to natychmiast się podzielę newsem.

M.